SZA

Powoli zamykam oczy, nie wiem, czy śpię.
Rozpostarty w fotelu… Uśmiechasz się…
Kiedy zamykam oczy oplatasz mnie…
Chociaż cię nie ma obok słyszę szept…
Kiedy zamykam oczy rozpalasz mnie…
Chociaż cię nie ma obok, ja wiem…
Czuję dotyk twych rąk, ciała żar…
Próbuję smaku ust… Cudowny stan…
Kiedy otwieram oczy, zwyczajny świat…
Kolejny raz powalił mnie szatański żart.

O SYTUACJACH

Gdy się nie ma tego, co się lubi, nie lubi się nic.
Gdy pryskają wciąż marzenia, tak trudno jest żyć.
Szukam wyjścia z kręgu, znów zataczam krąg,
Koło nie ma końca, wiem nie wyjdę stąd.
Każdego dnia twój język wbija w me serce nóż.
Ty o tym wiesz, lecz ranisz mnie, co dzień. I cóż?
I coraz większy sprawia ból.
Słuchanie niby zwykłych słów.

NIC NAPRAWDĘ

Nie ma już nic bezinteresownego,
Nawet uśmiech i radość w tle.
I choć nie może być nic gorszego
Wciąż muszę słuchać: Ble, ble, ble…
Nawet, gdy patrzysz w oczy me
Przeliczasz, co z tego możesz mieć.
Te piękne słowa na pozór darmo
– Mistyfikacja, fikcja – to marność.
Za darmo nie ma naprawdę nic.
Nie trzeba płacić tylko za sny.
A te, szalone wciąż nie chcą przyjść…
Otwarte oczy, niedługo świt.
Za darmo nie ma naprawdę nic.
Cóż znaczą sny, gdy nie ma ich.

DO NIEBA, CZY PIEKŁA?

Do zobaczenia w lepszym ze światów, jeżeli jest…
Wśród palm zielonych i pełnych szklanek gin będzie też.
Do zobaczenia, jeśli dolecę w ogóle tam…
Przecież tak łatwo jest zmylić drogę wśród kłamstw.
Jeśli dotrzesz pierwsza do stanu, gdzie kwitnie bez…
Zajmij mi fotel, jakieś słodycze ze sobą weź.
Szerokie łóżko pod baldachimem ty, ja i sny,
Stada aniołków grają na lirach, w tym czasie my…
Do zobaczenia w lepszym ze światów, wyruszam tam,
Podaj mi rękę, na pożegnanie buziaka daj.

ŚMIERTELNOŚĆ

To nie boli bardziej, bo bardziej nie może.
Nie boli? Od bólu łez już pełne morze.
Totalna klapa w walce z wiatrakami.
Pokruszona kopia w bitwie z omamami.
Przegrałem tę walkę. – Który to już raz?
Z czasem, czas na proch rozetrze nas.
Pożegnam się wtedy z głupotą, błędami,
Nikt nie będzie kroczył moimi śladami.
Nastanie koniec bólu myślenia,
Nareszcie koniec, miernoty istnienia.
Co dalej, po śmierci? Niebo. No, a w niebie?
Jakoś nie wyobrażam sobie w takim miejscu siebie.
Po drugiej, ponoć lepszej stronie świata,
Jako anioł tłuścioszek będę sobie latał.
Bez nerwów, stresów, zakłamania…
Jak baran w takim miejscu, pewnie bym zbaraniał.
Dłużyzny nieba raczej bym nie strawił.
Siedzenie w bezczynności? Chyba bym się zabił.
Słuchać chórów anielskich?Nie dla mnie muzyka.
Nagle wśród niebios arii brzęczenie budzika?
Powolutku wstaję, pot ocieram z czoła.
Życie me poplątane do siebie znów woła.