MARA(?)TON

Pot cienką strużką rowkiem spływa,
Ciało wydaje się być nieżywe,
Powietrze nie daje się już łapać,
Nogi zmuszane wolą by skakać,
I nawet mózg nie ma siły wracać,
Do chwil spędzonych na wakacjach.
Do bajki, która nie była snem.
To właśnie osiągam, przez morderczy bieg.
W napiętych mięśniach, serca łomocie,
Stukocie kroków, odganiam tęsknoty.
W równym oddechu gubię marzenia,
W deszczu, i słońca grubych promieniach.
Pot cienką stróżką po czole spływa
Walczę, by dusza była szczęśliwa.

TY ZOSTAW MNIE

Proszę, nie zbliżaj do mnie się,
Nie chcę cię na sumieniu mieć.
To ja jestem tego świata złem.
Skręć w inną z dróg, omijaj mnie.
Jak wściekły zwierz ugryzę cię…
Z pianą na pysku, ja marna wesz.
Jak trąd po cząstce odpadnie chęć,
Życie głęboko będziesz mieć gdzieś.
Proszę nie zbliżaj do mnie się,
Podstępny, cichy, zdradliwy, jak AIDS
Wtargnę do żył i zatruję krew.
Jestem jak hera, lub LSD,
Gdy raz spróbujesz wciąż będziesz chcieć.
Z pozoru dobry – nie nabierz się.
Nawet ten uśmiech, choć niby jest,
Utonął dawno w powodzi łez.
Proszę nie zbliżaj do mnie się,
Ja jestem zerem, totalnym dnem.
Jak denaturat przytępiam wzrok.
Fetor rozkładu gnijących zwłok…
Jak wampir w szyję wpiję się,
Niewinny flirt, zamieniam w grzech,
I niewidoczny, jak cyklon B
Znów kuszę śmierć, zabieram tlen.
Proszę nie zbliżaj do mnie się,
Szkoda twych łez. Ja jestem złem.