TYKORANY

Tak tęsknię, tak mi bardzo brak
Przypadkowych spotkań wśród palm.
Jest pusto, gdy cię nie ma blisko tu.
Tak pragnę słyszeć twój głos, więc mów.
Inaczej. Tematy zmienia czas.
Czy może nie tematy? Raczej nas.
Ten czas, on leczy wszystkie rany,
A jednak w pamięci pozostają szramy.
Więc szukam nowych dróg, i nowych wyjść,
Przybywa szram, lasuje mózg, ty nie chcesz przyjść.
A ja, zagubiony w moim życiu, oraz snach,
Czekam hossy, czy nadejdzie szczęścia czas?
Pomylony, od piwnicy, aż po dach,
Ciągle czekam, wróć i daj mi mały znak.

KIJ W D…

Ból w czaszce pulsuje – ponad podziałami.
I do rana w sennych widach, senne mary.
Więc od nowa, a nad ranem wciąż ci sami.
Ulegamy. Przegrywamy. Zwyciężamy.
Popadamy w otępienie. Odżywamy.
Gniew zalewa oczy, więc wieczorem…
Niczym ćma do ognia… a nad ranem…
Opętani. Chore myśli. Chore stany.
I dzień cały, wegetując umieramy.

TAKIE COŚ

Noc oplata mnie szeleszczącym płaszczem snów.
Walczę! Tak chciałbym ją stłamsić, zdusić, zmóc.
Zagościć tak blisko niej, zagłębić się w sedno spraw,
Powolutku, krok za krokiem dojść do życia prawd.
Choć są obszary, w których nie uświadczysz mnie.
Mimo, że tak bardzo pragnę, choć tak bardzo chcę.
Są zaułki przeraźliwie, nieprzemakalnie, koszmarne,
Nie puszczaj mnie pod latarnie, tam najczarniej.
Są historie, z jakich składa się nasze życie.
Są też stany, w których lęki przeganiamy piciem.
Są radości coraz rzadsze, gdy przybywa lat,
Chwilę szczęścia, oby z nich składał się świat.

MALUCZKIM KU PRZESTRODZE

Za każdym rogiem czyha wróg, przybrane w uśmiech lico.
Zaklęte drogi plącze los fałszywą kusząc obietnicą
Choć tyle już sposobów znasz, by wyrwać się, odpocząć,
By prostowanie krętych dróg nie trwało tylko nocą.
Ot, choćby w młynie zamknąć się, zatopić się w nałogach,
Pić, palić, pieprzyć (masę bzdur), odnaleźć swego Boga.
Jednak nie umiesz na wskroś, jak on być silny, doskonały,
Wciąż cię wciągają chciwców gry, ubraniem twym łachmany.
Próbujesz w jego skórę wejść – wcielić się, lecz nie umiesz.
Chciałbyś móc myśleć, tak jak on, lecz tego nie pojmujesz.
Twój świat jest inny, zbyt dorosły, fałszywie rozdmuchany,
Znów ideałów moc trafił szlag, czujesz się oszukany.
Raz, po raz, ktoś cię klepie w zad, kolejne liżesz rany,
Tak poskładany jest ten świat – umrzesz, jak żyłeś – mały.

DNI NA DNIE

Tak chciałbym własnym życiem żyć.
I co?
I nic.
Im więcej wiem, tym mniej mi się chce.
W drugim gatunku…
Nadziei niet.
Miraże…
Nostalgii całe dnie,
I mija czas….
Na dnie,
Na dnie.

(PO PROSTU) ŻÓŁTY

Gdy nowy wróg, to ex-przyjaciel twój,
A nowy Bóg pcha cię w kolejny dół,
Energia uciekła i siedzisz tu niby śnięty śledź.
Gdy życie wciąż przysparza nowych trosk,
A każdy dzień kolejny siwy włos,
Ty nie płacz, lecz zagraj z nim
Ostro, jak ono z tobą gra:
Z glana kop! Pluń mu w twarz!
Odważ się, jeszcze szansę masz!
Żeby żyć musisz twardym być!
Równaj szyk! Z całej siły bij!
Gdy każdy dzień prostuje mózgu część,
A każda myśl, jest pełna twoich win,
Ty nie płacz, i nie łam się,
Jutro znów będzie nowy dzień.
Nie graj fer! Życie takie jest,
Zniszczy cię, mówiąc: ludziom wierz.
Z glana kop! Pluń mu w twarz!
Nie daj się, jeszcze szansę masz!
I kiedy znów rozbijasz głową mur,
A każda myśl, to stek kompletnych bzdur,
To pieprznij kotletem i dalej żyj!
Nie poddawaj się! Smutki precz!
Wyrzuć gniew! Radość tak! Miłość bierz!
Obnaż się, jeszcze szansę masz!
Nie daj się, choć tak wkurwia świat!
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . ( Żyj! )

ŚMIERTELNOŚĆ

To nie boli bardziej, bo bardziej nie może.
Nie boli? Od bólu łez już pełne morze.
Totalna klapa w walce z wiatrakami.
Pokruszona kopia w bitwie z omamami.
Przegrałem tę walkę. – Który to już raz?
Z czasem, czas na proch rozetrze nas.
Pożegnam się wtedy z głupotą, błędami,
Nikt nie będzie kroczył moimi śladami.
Nastanie koniec bólu myślenia,
Nareszcie koniec, miernoty istnienia.
Co dalej, po śmierci? Niebo. No, a w niebie?
Jakoś nie wyobrażam sobie w takim miejscu siebie.
Po drugiej, ponoć lepszej stronie świata,
Jako anioł tłuścioszek będę sobie latał.
Bez nerwów, stresów, zakłamania…
Jak baran w takim miejscu, pewnie bym zbaraniał.
Dłużyzny nieba raczej bym nie strawił.
Siedzenie w bezczynności? Chyba bym się zabił.
Słuchać chórów anielskich? Nie dla mnie muzyka.
Nagle wśród niebios arii brzęczenie budzika?
Powolutku wstaję, pot ocieram z czoła.
Życie me poplątane do siebie wciąż woła.

NIEPOGODA (remastering)

Niewinna chmurko – zabierz mnie, ulećmy stąd.
Mały obłoczku – siedzieć w samotności to (jest) błąd.
Wietrze – odegnaj czarne myśli, by nie straszyły mnie.
Wicherku – odpędź złe moce – wywiej z głowy gniew.
Deszczyku – zmyj z mojej twarzy łzy emocje zgaś
Deszczyku – zawiąż pakt ze słońcem i pomaluj świat.
Słoneczko – ogrzej mnie, uśmiech daj, radość nieś.
Słoneczko – (wlej w serce miłość) rozmroź serce, jak to zrobić? Ty wiesz…