37

Niekiedy chwyta w szpony strach, że szczęście runie, jak domek z kart.
Niedźwiedzie starczą słowa dwa by czerń pokryła dzisiejszy fart.
Nie zawsze wiem, czy iść na skrót? Czy warto kark nadstawiać?
Improwizować, czy grać z nut? Czy warta życia strawa?
Nie zawsze wiem skąd wieje wiatr. Nie zawsze wiem skąd padnie cios.
Lecz wiary w sobie wiele mam. Marzenia siły dają dość.
Mam jasny i świetlisty cel, odkąd do nieba drogę znam.
Odkąd mam w sercu obraz jej iluzją jest samotność ma.
Wiem dokąd dążę, czego chcę, z kim kromkę chleba dzielić,
I wiem o kim słyszeć bym chciał: Ona jest przy nadziei.
Wiem kogo tulić pragnę we śnie, patrzeć, jak chodzi z wdziękiem.
Dla kogo nowy pisać wiersz. Nie proszę jej jednak o rękę.
Odpowiedź smutną na dziś znam. Czekam cierpliwie co da los,
Lecz me pragnienia w duszy gra, a wiary we mnie wciąż jest dość.
Więc czego tak naprawdę chcę? Chcę dać co dać jej mogę.
Niewiele: siebie i swą miłość. Ech, że nie jestem Bogiem.
Chcę więcej światła na jej twarz, gdyż słońce przy niej blednie,
I porównanie takie masz jak kuchta przy królewnie.
Chcę swoją słodycz w serce wlać by gorycz uleciała.
Ząbki by znów zechciały gryźć, by nie ubyło ciała.
Jej serce, by wciąż miało moc, by armii pułk pokonać.
I chociaż mówi wcale nie cudowna będzie żona.