ŻYCIE

Jednostajny rytm – życie.
Ideałów wyblakły cień – życie.
Kilka dróg na skrót – życie.
Zamknięty myśli krąg – życie.
Równy każdy dzień – życie.
Zapomniane prawdy – życie.
Pogoń za mamoną – życie.
Złudne słowo wolność – życie.
Niespełniona miłość – życie.
Przeraźliwa starość – życie.
Setka wódki na noc – życie.
Stada sępów stoją w życie.
Czas ponaglający – życie.
Radio nadające koncert życzeń.
I po śmierci wstań po nowe życie.
Życie.

ZŁUDA

Kolejny raz próbuję komuś zaufać, uwierzyć.
Nie wiem, czemu, wśród zakłutych łbów pancerzy,
Szukam kwiatu, który wyrwie mnie z otchłani,
Da nadzieję, na radość, przyjaźń i nie zrani.
Nie opluje, wyciągniętej szczerze dłoni,
Nie wyszydzi, nie wyprze się, ból ukoi.

PUŁAPKA

Zawieszony w próżni tracę cenny czas,
Ktoś coś do mnie mówi, a ja w słoju sam…
Z trudem łapię oddech, brak tlenu, brak sił,
Wolno krąży krew, w gardle zastygł krzyk.
Opadły emocje, cisza w uszach gra,
Więc gumowym młotkiem walę w szklany dach.
Nic już nie przeszkodzi. – Chociaż wody łyk!
Me więzienie drgnęło, a ja razem z nim.
Rzucam się w amoku, na jedną ze ścian,
Słój przechyla się. Skaczę jeszcze raz.
Niczym w beczce śmiechu, chociaż w sercu płacz,
Lecę, jak konserwa, tak toczy się świat.
Kamień, za kamieniem, raz w górę, raz w dół,
Siniak za siniakiem, nagle pęka słój…
Wolny! Jestem wolny! Łapię w płuca wiatr.
Że złamane serce, pokrwawiona twarz,
I to, że od śmierci dzielił tylko włos
Minie. Wszystko minie. W mych rękach mój los.

U BRAM

W latającej trumnie, jakiś czarny typ
pomachał mi ręką, został tylko świst.
Czart nadstawia rogi, groźnie bucha dym,
Anioł stoi z boku smutno marszcząc brwi.
Wyskubane skrzydła, u stóp puchu garść,
W dłoni pajda chleba, nawet masła brak.
Zakazany owoc zgnił i z drzewa spadł.
Jak pies ogrodnika: nie da, nie zje sam.
Nie baranku boży – głupi tryku – patrz.
Boskie ideały dawno trafił szlag.

CZEKAJĄ NA BAAM

Nic mnie nie trzyma tu, nic mnie nie ciągnie tam,
Siadam okrakiem na bombie czekając na wielkie baam!
Zdesperowany z wysiłkiem podpalam cieniutki lont.
Trzask tartej o draskę zapałki. Czy długo będzie trwał lot?
Mam dość chaosu, destrukcji, pogoni za kasą, dość zła.
Dążę do ciszy, spokoju, a cisza, to z piachu dach.
A spokój, to kilka desek, robaki i czeluść bez dna,
Jedynym wyjściem jest śmierć, więc niech nadejdzie to: Baam!

DECYZJE

Są decyzje, których nie podejmuje się codziennie.
Takie, co piorą mózg, a w duszy będą śmierdzieć,
Kłuć, ranić, kapać z oczu, wyrywać z objęć snu,
Lecz za każdym razem podjąłbym je znów.

BJÓROKLACIA

W sprawie łez? Te drugie drzwi.
Odparł głos i dalej drwił.
I którą byś nie ruszył z dróg,
Prędzej czy później powrócisz tu.
W stosach papierów zagrzebał Pan
Zdolność czynienia dobra i zła.
Bijąc pokłony czeka na cud.
Siódmego dnia odpocząć mógł
I stracił rytm nasz dobry Bóg
Przybyło nocy, smrodu i much,
Na wycieraczkę narobił ktoś,
Ktoś stracił talent, a inny trzos…
Pan w sprawie łez? Te drugie drzwi.
Następny proszę. – długo tu tkwisz?

POWROZY

Wieszając marzenia na siatce z kolczastego drutu,
Szarpiąc zębami, gryząc węzeł sprzecznych uczuć,
Nie wierząc, nie czekając, nie myśląc o przyszłości,
Stojąc pod ścianą, za którą tylko chaos gości.
Gdy za mną zamknięte drzwi, przede mną nie ma nic,
Tak trudno, tak cholernie trudno w takim stanie żyć.
Przeniknąć myśli, które lęgną się w twojej głowie,
Chciałbym na każde pytanie celną mieć odpowiedź.
Zjawiać się chronić cię w każdej chwili złej,
Oddać całego siebie, odnaleźć stracony sens.
To niemożliwe, a jednak mijasz mnie, jak cień,
Jak ducha, widmo, marę. Idziesz, jak nóż przez mgłę.
Nie widzisz, chociaż zerkasz. Dziś nie uśmiechasz się…
Wracam do punktu wyjścia. Czekając, błagając o śmierć.
Wieszając marzenia na siatce z kolczastego drutu,
Szarpiąc zębami, gryząc węzeł sprzecznych uczuć,
Nie wierząc, nie czekając, nie myśląc o przyszłości,
Stojąc pod ścianą, za którą tylko chaos gości…

POŻEGNANIE

Jeszcze próbuję trawę gryźć tuląc w ramionach te cudowne chwile.
Jeszcze próbuję pytać się: czy są w sercu, głowie czyjejś?
Jeszcze próbuję mówić: nie. Zapomnieć spacery, pocałunki, obietnice.
Jeszcze próbuję walczyć z tym, odrzucić w kąt dotychczasowe życie.
Jeśli jednak braknie sił, zwycięży czarna dama.
Pamiętaj, ten wybór był mój. Nie czuj się oszukana.
Jeśli przyjdzie kres mych dni prędzej niż się spodziewasz,
To powiedz sobie: Tak chciał los. – Nie patrz do tyłu. Przebacz.

NIEWIELE

Zdawało mi się, że mam przyjaciela, teraz mi się tylko zdaje.
We włosach twoich diabeł śpi, nachodzi cię na jawie.
Rozumu w miłości jest niewiele, późno to zrozumiałem.
We włosach twoich diabeł śpi, nachodzi cię na jawie.
Zdawało mi się, że mam cel i znowu spudłowałem.
We włosach twoich diabeł śpi, nachodzi cię na jawie.
Zdawało mi się, że mam port, lecz nic nie ocalało.
We włosach twoich diabeł śpi, więc mówię mu: dobranoc.