W(U)STĘP

Krzyczę głośniej, proszę ciszej,
Z deszczem lecę, gdzieś pod rynnę,
Błysnę jakimś chorym rymem,
Siedzę sobie wiersze piszę:
O miłości, której nie mam,
Czasem o czymś do zjedzenia,
O paleniu, o siusianiu,
O krasnalach, zimnym draniu.
Złapię słowo, urwę w pół,
Z góry robię ciemny dół,
Tworzę zlepek z kilku słów,
By rąbek tajemnicy spruć.
Zedrę maskę z przyjaciela,
Czarne w białe chyżo zmieniam,
Niebosiężne bzdury piszę,
Wiem, co świnia ma w korycie.
Wbiję ćwieka pijakowi,
Potem w dal, ku zachodowi…
Zajrzę księdzu pod sutannę,
Z igły widły, z balii wannę…
Co mnie boli, gdzie mnie strzyka
Znajdziesz to w moich wierszykach.

W MOJEJ GŁOWIE

Tak tu dziwnie, znowu zatoczyłem koło.
Nie przypadkiem przechodziłem obok tego domu.
Dzisiaj w jego pustych oknach hula wiatr,
Spustoszenie straszne – tak działa czas.
Dym z komina już nie leci, smutno tak.
Z żywych istot tylko kornik ma tu dach.
A pamiętam to, jak kiedyś brzmiał tu śmiech,
Tyle szczęścia i radości, aż po zmierzch.
Migają mi przed oczami obrazy, których nie ma:
Ławka w parku i altanka, nasze drzewo,
Zapach jabłek, nawet to mi pozostało,
Lecz w pamięci no, bo tutaj tylko szarość.
Tak tu dziwnie, to było ostatnie koło.
Obiecałem sobie nie przychodzić, obok tego domu.

ZAPLĄTANIE

Cienka nić porozumienia nagle w węzeł się zmienia,
Poplątana, że aż strach, a na końcach ty i ja.
Cienka nić porozumienia w wielki supeł się zamienia,
Znów dylemat dręczy nas: Rozplątywać, czy też rwać?

GDYBY

A gdyby móc przestać oddychać, milczeniem zasznurować usta,
I nie obgryzać już paznokci, przestać się lękać nowego jutra.
A gdyby tak zamknąć oczy, i na dodatek przestać myśleć,
Odłożyć w kąty wszystkie swary, nie liczyć na to, co się przyśni.
A gdyby tak móc zniszczyć wszystko, i stworzyć cały świat od nowa,
Tak, żeby każdy był szczęśliwy, swych pragnień bym nie musiał chować.
I gdyby jeszcze jasny uśmiech zagościł na twej ślicznej twarzy,
To byłoby tak super, że nie miałbym już, o czym, marzyć.

MUCHA

To nie wróci, jednak w głowie pozostaje.
Nie, nie wróci! W mojej głowie ciągły zamęt.
Tylko chwila, gdy na dwie brakuje czasu.
Mała chwila. Dość lamentów! Dość hałasów!
Wypierdalaj z mojej głowy oszukanej!
No wypełznij! Chcę spokoju, zabierz zamęt!
Tak dokładnie, choć tak późno zrozumiałem:
W mojej głowie mroczne myśli, (jak robale)
Wciąż się lęgnąm zalepiając moje oczy.
Nie polecę, ale ty mi możesz skoczyć.

AZYL

Już nigdy nie obudzić się…
Znaleźć swe miejsce po drugiej stronie…
Wymazać gumką wspomnienia złe…
Usiąść spokojnie.. Nie gnać… Nie gonić…
Zbudować swój mały, lecz własny świat…
Bez kłamstw… Bez wad…
Spokojnie… Głowa w górę… Jakoś radę dam…
Do przodu… W dal… W dal… W dal…
Uciec stąd w krainę marzeń swych…
Wymknąć się spod kontroli… Żyć…
I jeszcze jeden niepewny krok…
Choć na mej drodze krzyczy znak: Stop!
Zamykam oczy… Muszę tam wejść…
Przekraczam linię… gubię swój cień…
I brodzę… wyciągnięte ręce mam…
Powoli… W dal… W dal… W dal…

MĘTNE MYŚLI

Czasami jakiś grymas z za pancernych szyb.
Czasami jakieś zjawy, fatamorgany, sny.
Czasami w twoich oczach hula wiatr,
Telefon głuchy, prąd wyłączyli i forsy brak.
Czasami mi się zdaje, że cię znam;
Wężowe ruchy, zmęczone oczy, szara twarz.
Czasami mi się zdaje, że wiem, co kryje się…
Czasami mi się zdaje, że wiem skąd ten śmiech.
Co tuszuje, co maskuje, co che skryć?
Czasami myślę, że cię znam. Są takie dni.
Czasami mi się zdaje, że mnie znasz:
Gdy piję wódkę, słucham muzyki, w karty gram.
Czasami mi się zdaje, że wszystko wiesz:
Gdzie pójdę, co powiem, z kim spotkam się.
Czasami wpadnie smutek przez otwarte drzwi,
Poplącze myśli zapuści zęby, napsuje krwi.
Czasami mi się zdaje, że dobrze wiesz:
Co mam w głowie, co mam w sercu, a co gdzieś.
Czasami mi się zdaje, że mnie znasz,
Lecz jak możesz mnie znać, gdy nie znam się sam?

AZYL II

Tak dawno nie zaglądałem tu,
Nie musiałem wypluwać cisnących się słów,
Wytrzepywać z mózgu szczątków nocnych mar.
Tak dawno nie zaglądałem tu, prysł czar.
Krzywa brzoza wygięta przez czas,
Hałdy piachu rozgniatane przez wiatr.
Leśny poszum, świergot ptaków, głos psa.
Ładuję akumulator, odbijam się od dna.
A przecież tak dawno nie zaglądałem tu,
Kiedy mnie ugryziesz wrócę tutaj znów.
By pod drzewem smutną nucić pieśń
I na piachu głowę w górę wznieść.
Wśród ptasich zaśpiewów pogadamy z psem,
Wróci spokój ducha. Nie, nie będzie źle!

TERAZ

Kiedy do stracenia nie ma nic,
Oprócz życia, które też nic warte.
Kiedy do spełnienia nie ma nic,
Marzenia odjechały pięć po czwartej…
Ot wsiadły tak do autobusu,
I są już hen, gdzieś pod granicą,
A ja pod ścianą bez przymusu,
Ze śmiercią, swoją powiernicą.
I kładzie dłonie na me barki
szepcąc do ucha: Tam jest spokój.
Patrzę jej w oczy, to nie bajki.
Opuszczam głowę. Jestem gotów…

TITANIK

Ty i ja, mimo wielu zim,
Ty i ja, to nie my!
Ty i ja, mimo wspólnych trosk!
Ty i ja, Oddala nas los.
Ty i ja, i dziurawe dno…
Toniemy! Pochłania nas toń!