ŁAMISŁÓWKA

Ileż słów, kryją inne słowa?
Właśnie! Słowa: owa, sowa;
A – że spójnik, lecz też słowo.
O! Gdy zdziwi to i owo.
Łów – gdy słówek było więcej.
Wał – jeśli je lepiej skręcę
I tak wciąga ta zabawa…
Nuda? Jak lód śliska sprawa.

NA PEWNO

Mały chłopiec brzegiem morza szedł,
Znalazł w wodzie muszle – wyciągnął na brzeg.
A ta piękna, pokręcona – tak, jak życie.
Muszla – trzyma ją przy uchu. Słucha – znakomicie.
Zamyka z zachwytem oczy – już wie,
Jak wiele w małej muszli kryje się…
Syren atak, tak ambitnie mknie na brzeg,
Ciężar wiatru czesze grzywy słonych fal,
Wyjąc ciska ziarnka piasku z plaż.
Strzały gromów kroją nieba czerń,
Neptun w złości wściekle miota się,
Bałwany turkoczą, niby Orient ekspres,
I wszystko wyraziste, tak bajeczne…
Zaklęta moc w skorupce kryje się…
Muszla – kompakt morza – jego śpiew.

NA PEWNO (wersja do wieczoru Baj-Adrianki)

Mały chłopiec brzegiem morza szedł,
Znalazł w wodzie muszle – wyciągnął na brzeg.
A ta piękna, pokręcona – tak, jak życie.
Trzyma ją przy uchu. Słucha – znakomicie.
Zamyka z zachwytem oczy – już wie,
Jak wiele w małej muszli kryje się…
Syren stado z gracją mknie na brzeg,
Strzały gromów kroją nieba czerń,
Neptun w złości wściekle miota się,
Ciężar wiatru czesze grzywy fal,
Wyjąc ciska ziarnka piasku z plaż.
Bałwany turkoczą, niby Orient ekspres,
I wszystko wyraziste, tak bajeczne…
Zaklęta moc w skorupce kryje się…
Muszla – CD morza – jego śpiew.

BEZWIERSZNOŚĆ

Podobno łatwo napisać wiersz pierwszy
Lecz gdy ma się na koncie furę wierszy
Przychodzi niemocy chwila czy wytchnienia
I nawet słowo zupa w rym się nie zamienia
Bo o czym można tworzyć o swojej niemocy
Czy o nocy bezsennej choć się chrapie w nocy
O walce z wiatrakami kiedy nic nie dmucha
O owadach gdy nawet nie zabrzęczy mucha
A może o miłości o tej mógłbym wiele
Lecz tak się uzewnętrzniać weźmy inne cele
Może śmierć? Ta zawsze lubi być pod bokiem
Lecz ten temat szybciutkim wolę minąć krokiem
By wilka nie wywołać nie świsnęła kosą
A może pisać jak dobrze spacerować boso
A psik nie, nie dzisiaj kiedy szron na szybie
Nic raczej nie wymyślę już lepiej pogdbybię.

PSOTKA

Była sobie mała kotka,
A zwała się ona Psotka.
Rano, wieczór i dzień cały
W głowie figle i kawały
Chodzi zawsze swoją drogą,
Psy dogonić jej nie mogą,
Myszy siedzą w swoich dziurach,
Ptaki z lękiem w górze, w chmurach.
Kotka zerka: Co tu spsocić?
Ada woła: Kici koci!
Krzyczy, woła, ale po co?
Psotka tylko puszcza oko…
Ogon w górę, sterczą wąsy,
Łapy czynią dziwne pląsy…
Do zabawy wciąż gotowa;
Mruczy, miauczy, znów się chowa.
Grzbiet do góry, także uszy,
Z wdziękiem kroczy i się puszy…
Złamie kwiatka, zbije wazon,
Spije mleko, trzyma fason.
Na lodówce ma posłanie,
Lub przy dziadku na tapczanie,
Gdy ją noc okryje czarna,
Śni o myszach – ech kociarnia.

KONSTELACJE

Z galaktyki niesie dźwięk,
Smok z Orionem zmaga się.
Księżyc w nowiu ziewa: Ach…
Mruga z nieba: Pora spać.
Swoje śliczne oczka zmruż,
Już nadciąga wielki wóz.
Mleczną drogą pośród gwiazd
Wprost do twojej głowy gna.
Wiezie kolorowe sny…
Więc kochanie śpij już śpij.

KOMU NIE

Groteska, niby w starym kinie.
Ktoś rytm wybija na pianinie.
Melonik czarny i laska w dłoni,
Gruby chudego z brzytwą goni.
Czasami w życiu się przydarza
Farsa sunąca w stronę ołtarza.
Po rusztowaniu już pnie się w górę,
O gwóźdź zahacza ma gołą durę,
Klamkę wyciąga gość zza pazuchy,
Jakże fałszywe bywają ruchy…
Czasami w życiu się przydarza
Farsa sunąca w stronę ołtarza.
Niemy, jak ryba porusza usta,
Zmęczona ręka rynny się puszcza,
Instrument tylko w takt pogrywa,
Nutka raz skoczna, raz leniwa…
Czasami w życiu się przydarza
Farsa sunąca w stronę ołtarza.
Łzy ciekną strugą z tafli ekranu
Rzewności, niby w czeskim serialu.
W czarnej sutannie żałobne psalmy…
Targają trumnę widok koszmarny.
Czasami w życiu się przydarza
Farsa sunąca w stronę ołtarza.

DWUS(ŁÓ)UW (czyli bajka o dwóch sowach)

Nad morzem rośnie buk,
O którym zapomniał Bóg.
Na buku mieszka kruk,
I choć jest z niego mruk,
Zna parę miłych sów,
Znających ogrom słów,
W temacie gier i kart
Mających wielki fart.
Gdy mądre sowy te
Zagrały w brydża z lwem,
Zdarzało się, że lew
Nie miał trzynastu lew.
Widząc swą klęskę lew
Zmarszczywszy smutnie brew
Poprawił w spodniach pas,
Sowom powiedział: Pas.
I poszedł smutny w las.
Do jakiejś nory wlazł.
Zerka w głąb, a tam jeż.
Drogi jeżu – co jesz?
Ja jem jajo – odparł jeż,
Może i ty królu chcesz?
Lew się najeżył srodze.
Jeść jajo w leśnej norze?
Jeż schował jajo w kieszeń,
Do domku je zaniesie.
Tupta jeżyk, patrzy chyba
Żabka w jego stronę chybię.
Cześć jeżyku, czy chcesz nóż?
Mnie on niepotrzebny już.
Myśli zwierzak, że a nuż
Może mu się przydać nóż.
Gorąco więc żabce dziękuje,
Przytula ją przy tym czule,
I nawet jej nie pokłuje.
I w drogę drepczą – nad morze,
Nad morzem fajnie być może.
Jeż zarzuca gęstą sieć,
Do żabuli mówi: siedź.
Ona szepcze mu na uszko:
Mój kolczuszku choć na łóżko.
Aż tu nagle wody grzywa
Płazowi kapcie porywa.
– Łapcie Kapcie! – krzyczy jeż.
Kruk pomaga łapać też.
Są już kapcie. – Dzięki kruku.
– Gdzie on mieszka? Kruk? Na buku.
Tuż nad morzem rośnie buk,
O którym zapomniał Bóg.
Na buku mieszka kruk,
I choć jest z niego mruk.
Zna parę miłych sów…

PLOTKOLOGIA

Radośnie sroka skrzeczy na dworze,
A, choć to zima i zmarznąć może,
Najnowsze wieści głosi z wysoka,
Lecz, że słuch słaby przekręca sroka.
To co usłyszy przekaże dalej,
A fałsz, czy prawdę oceńcie sami.
Twitii – piesek strzegący podwórka.
Maruda – ruda, skoczna wiewiórka.
Jaga – przecudna królewna z bajki.
Kopciuszek – krasnal palący fajki.
Pluto – to kotek lubiący pchełki.
Jogi – koń mały z rozumem wielkim.
Słoń – to ptak, co do słońca lata.
Spigi – największa mysz świata.
Donald – koziołek księżnej Jasminy.
Muminek – skrzat śmieszne strojące miny.
Simba – pies młody i bardzo dzielny.
Pinokio – lalka zrobiona z wełny.
Miki i Mini – małpki wesołe.
Coralgol – piłkarz lubiący szkołę.
Gumisie – misie żujące gumy.
Jon Smith – kogucik goniący kury.
Na koniec morał nam się przydarza:
Gdy nie dosłyszysz, to nie powtarzaj.

O BRONIU

Chcecie bajki? Oto bajka, a właściwie dyrdymały,
O człowieczku wielkim duchem, ale wzroście raczej małym.
Bronek dali mu na imię – czmychał od cywilizacji.
Krew czerwona, cera blada; wmawiał sobie, że potrafi
Znaleźć swoje miejsce w życiu bez protekcji i układów.
Stwierdził: Lepiej mieszkać w głuszy, niźli pośród ludzi gadów.
I wyruszył. Kroczył dumnie poprzez kraje bardzo dzikie.
Długo włóczył się po świecie: od Azji, przez Amerykę.
Mijał ludy koczownicze: żółte, czarne i czerwone.
Czasem musiał zwolnić kroku, ale dążył w słuszną stronę.
Z Arktyki do Antarktydy, od bieguna, do bieguna,
Sam nie wiedział co zobaczył, a widział prawdziwe cuda.
Choć zziębnięty i zgrabiały – aż dziw bierze, że nie umarł.
– Snuł się smętny i markotny. Pięć lat tak się biedak tułał.
Wychudł, zmarniał, pozieleniał, ideały poodrzucał,
Lecz zrozumiał to, co wewnątrz: ból i miłość – to jest dusza.
Złapał oddech znów w Europie: Rosja, Prusy, Ukraina.
Stwierdził: Dość perygrynacji. – Nad swym losem się nie zżymał.
Wylądował w Lechistanie. Czasu więcej nie chciał tracić.
– Najważniejsze, że w tym wszystkim mózgu nikt mi nie zagracił.
Co widziałem, to widziałem, tego nikt mi nie zabierze.
Zrzucił bagaż, rozpakował i się do roboty bierze.
Odkrył azyl bardzo cichy, tuż przy chechle skromna woda,
Teren płaski, ryb niedużo – że niedużo trochę szkoda.
Świeci słońce – jeśli świeci, pada deszczyk – jeśli pada,
O kolumnę stał oparty, bo bez łaski od sąsiada
Wybudował skromny dworek pośród łąk i bujnych lasów
Tak daleko od siedliska ludzkich świństw i od hałasu.
Roczki płyną: jesień, zima, znów się wiosna z latem wita,
Wieje wietrzyk, trawka rośnie, zboże zaczyna rozkwitać.
Cyka świerszcz – jeżeli cyka, czasem coś zagada żaba,
Bywa, że się zjawi bocian – nieostrożną żabę zjada.
Ptak zakwili serenadę ckliwą, czasem trel radosny.
Bronek siedzi, konsumuje leśne dary w cieniu sosny,
Lecz na jego licu gości coraz częściej wyraz troski.
Co się stało? To samotność w swoje go chwyciła macki.
Myślał biedak, co tu począć i wyrzeźbił napis taki…
Więc: DO BRONIA – tak brzmiał napis. Strzałki koniec ukazywał
W którą stronę trzeba ruszyć, gdzie się Bronio nasz ukrywa.
Tak skończyła się samotność i tłum nowy wciąż napływa,
Bo przyroda jest tu piękna, okolica urodziwa.
Bronek kraśniał w oka mgnieniu i odżyła jego dusza,
Już garść kwiatów ściska w dłoni. A co go do tego zmusza?
To nie z głodu, nie dla kózek, których trzyma całe stadko,
Lecz dla dziewki, co przybyła z osadników tu gromadką.
Zaraz wpadli sobie w oko. Czuli miętę przez rumianek,
Amor strzałę w nich wpakował – przytulonych zastał ranek.
Mieli dziatek chyba czworo – nie próżnował dzielny Bronek.
Czas też działał – z czasem wół przyłożył swój ogonek…
Krętym rogiem nieświadomie odłupując deski kawał
Historycznym gryzipiórkom przysporzył roboty nawał.
Bo: DO BRON – tak brzmiał dziś napis, zanim ogon wylądował
Nad literką N i właśnie tam się wielki kleks zachował.
To się nigdy nie zdarzyło, ale w łódzkim jest powiecie
Mała wioska zwana DOBROŃ – najpiękniejsza wioska w świecie.