ZA ZAKRĘTEM SNU

Dzień gdzieś wyszedł, nie skrzypnąwszy nawet drzwiami.
Brudne myśli, niczym czarne kruki uleciały.
Nadszedł sen. Wiedz: tu mnie nie dopadniesz.
Spokojnie śpię, choć jestem w dole, na dnie.
I już nie ważne to, że życie niespełnione.
Ja kręcę swymi snami, jak rzeźnik salcesonem.
To ja kreuję, kto jest bóstwem, kto koszmarem,
To ja zadecyduję, kto odpada, kto pojedzie dalej.
I tak do rana, aż nowy świt nas rozdzieli
I od początku: bez sensu, bez wiary, bez nadziei.