PUŁAPKA

Zawieszony w próżni tracę cenny czas,
Ktoś coś do mnie mówi, a ja w słoju sam…
Z trudem łapię oddech, brak tlenu, brak sił,
Wolno krąży krew, w gardle zastygł krzyk.
Opadły emocje, cisza w uszach gra,
Więc gumowym młotkiem walę w szklany dach.
Nic już nie przeszkodzi. – Chociaż wody łyk!
Me więzienie drgnęło, a ja razem z nim.
Rzucam się w amoku, na jedną ze ścian,
Słój przechyla się. Skaczę jeszcze raz.
Niczym w beczce śmiechu, chociaż w sercu płacz,
Lecę, jak konserwa, tak toczy się świat.
Kamień, za kamieniem, raz w górę, raz w dół,
Siniak za siniakiem, nagle pęka słój…
Wolny! Jestem wolny! Łapię w płuca wiatr.
Że złamane serce, pokrwawiona twarz,
I to, że od śmierci dzielił tylko włos
Minie. Wszystko minie. W mych rękach mój los.