Metamorfoza nie chce przyjść
Czekam bez skutku, dłużą się dni.
W pustych oczach odbija się niechęć.
Przeliczam wszystkie za, i przeciw.
Zamknięty w małym świecie
Wyżętym z nadziei i marzeń.
Za ostatnią granicą nieobecności.
To dzięki tobie wzrosły moje akcje.
Z jednego do stu, na dwa do stu.
Do jutra. Na jutro.
Czemu kolejny dół bez dna?
I znów nie ma się z czego śmiać.
Rży tylko mały czarny koń.
I tylko jego czterdzieści volt
Wzmaga serca wolny rytm,
By biło bzdurne myśli,
Zabijało złe sny, złe dni.
Ty wyj. Ty żyj.