Znów przed sobą mam dwie drogi, po wypadku tylko bliznę,
Nie upadłem i wciąż żyję, nie wpłynąłem na mieliznę.
Jestem silny, choć na Bonda, ni Arnolda nie wyglądam.
Mam zapasy optymizmu wytrzymałość mam wielbłąda,
Z wnętrza radość wydobywam, a pokłady są bogate,
Znów pulsuję, i znów walczę, i z miłością, i ze światem.
Ruszam w taniec, żeby zgarnąć, to co zgarnąć się należy,
Bo podstawą egzystencji to nie padać duchem. Wierzyć,
Wierzyc, wierzyć, wierzyć…