PRZED KOŃCEM OPADÓW

Pieniędzy ciągle jest mi brak
A ginu gorycz zabija czas
Dręczącą myśl że kiepsko jest
Że koniec coraz bliższy dno
I coraz głośniej bije dzwon
A każda myśl rozpływa się
Lecz narkotyczny obraz jej
Nawet przez alkoholu mgłę
Przebija się jak nóż przez puch
I wiem że nie pomoże nic
Ja ciągle pragnę obok być
I walczył będę póki duch
Dopóki nie opuści mnie
Nadziei z ostatnim zębem kęs
A w żyłach ciepła dudni krew
By patrzeć w oczy tak jak pies
Usuwać smutki dawać cień
Nadstawiać kark gdy czyha wróg
I choć kolejny zada cios
Nie bacząc na mój goły tors
Na to że słowo rani też
Okruchy wspomnień zlepię znów
Bym nabrał sił i bym mógł znów
Cieszyć się nawet deszczowym dniem
Poskładam w pozytywną chęć
Nawet to co morduje mnie
Tak bardzo pragnę chcę być jej