O BRONIU

Chcecie bajki? Oto bajka, a właściwie dyrdymały,
O człowieczku wielkim duchem, ale wzroście raczej małym.
Bronek dali mu na imię – czmychał od cywilizacji.
Krew czerwona, cera blada; wmawiał sobie, że potrafi
Znaleźć swoje miejsce w życiu bez protekcji i układów.
Stwierdził: Lepiej mieszkać w głuszy, niźli pośród ludzi gadów.
I wyruszył. Kroczył dumnie poprzez kraje bardzo dzikie.
Długo włóczył się po świecie: od Azji, przez Amerykę.
Mijał ludy koczownicze: żółte, czarne i czerwone.
Czasem musiał zwolnić kroku, ale dążył w słuszną stronę.
Z Arktyki do Antarktydy, od bieguna, do bieguna,
Sam nie wiedział co zobaczył, a widział prawdziwe cuda.
Choć zziębnięty i zgrabiały – aż dziw bierze, że nie umarł.
– Snuł się smętny i markotny. Pięć lat tak się biedak tułał.
Wychudł, zmarniał, pozieleniał, ideały poodrzucał,
Lecz zrozumiał to, co wewnątrz: ból i miłość – to jest dusza.
Złapał oddech znów w Europie: Rosja, Prusy, Ukraina.
Stwierdził: Dość perygrynacji. – Nad swym losem się nie zżymał.
Wylądował w Lechistanie. Czasu więcej nie chciał tracić.
– Najważniejsze, że w tym wszystkim mózgu nikt mi nie zagracił.
Co widziałem, to widziałem, tego nikt mi nie zabierze.
Zrzucił bagaż, rozpakował i się do roboty bierze.
Odkrył azyl bardzo cichy, tuż przy chechle skromna woda,
Teren płaski, ryb niedużo – że niedużo trochę szkoda.
Świeci słońce – jeśli świeci, pada deszczyk – jeśli pada,
O kolumnę stał oparty, bo bez łaski od sąsiada
Wybudował skromny dworek pośród łąk i bujnych lasów
Tak daleko od siedliska ludzkich świństw i od hałasu.
Roczki płyną: jesień, zima, znów się wiosna z latem wita,
Wieje wietrzyk, trawka rośnie, zboże zaczyna rozkwitać.
Cyka świerszcz – jeżeli cyka, czasem coś zagada żaba,
Bywa, że się zjawi bocian – nieostrożną żabę zjada.
Ptak zakwili serenadę ckliwą, czasem trel radosny.
Bronek siedzi, konsumuje leśne dary w cieniu sosny,
Lecz na jego licu gości coraz częściej wyraz troski.
Co się stało? To samotność w swoje go chwyciła macki.
Myślał biedak, co tu począć i wyrzeźbił napis taki…
Więc: DO BRONIA – tak brzmiał napis. Strzałki koniec ukazywał
W którą stronę trzeba ruszyć, gdzie się Bronio nasz ukrywa.
Tak skończyła się samotność i tłum nowy wciąż napływa,
Bo przyroda jest tu piękna, okolica urodziwa.
Bronek kraśniał w oka mgnieniu i odżyła jego dusza,
Już garść kwiatów ściska w dłoni. A co go do tego zmusza?
To nie z głodu, nie dla kózek, których trzyma całe stadko,
Lecz dla dziewki, co przybyła z osadników tu gromadką.
Zaraz wpadli sobie w oko. Czuli miętę przez rumianek,
Amor strzałę w nich wpakował – przytulonych zastał ranek.
Mieli dziatek chyba czworo – nie próżnował dzielny Bronek.
Czas też działał – z czasem wół przyłożył swój ogonek…
Krętym rogiem nieświadomie odłupując deski kawał
Historycznym gryzipiórkom przysporzył roboty nawał.
Bo: DO BRON – tak brzmiał dziś napis, zanim ogon wylądował
Nad literką N i właśnie tam się wielki kleks zachował.
To się nigdy nie zdarzyło, ale w łódzkim jest powiecie
Mała wioska zwana DOBROŃ – najpiękniejsza wioska w świecie.