Jest mi źle, bo wiem świt musi nadejść…
Męczą mnie niedziele smucą kalendarze,
Które na czerwono pokazują dni,
Wielka katastrofa w smugach brudnej krwi.
Ja umieram wtedy. Każdy dłuży dzień.
Godzina bez ciebie jest, jak wilczy śpiew.
Wtedy jakiś karzeł w mojej głowie drwi,
I nie ma ucieczki – szary życia syf,
W pogoni donikąd słyszę chory śmiech
Czas gdy ciebie nie ma, to kliniczna śmierć.
Dopiero, gdy jesteś, lub choć coś nadajesz…
Zaczynam oddychać. Z tobą zmartwychwstaje!