Ziarnko po ziarnku przelatuje czas w klepsydrze.
Dosyć walki nie chcę łba odcinać dziś kolejnej hydrze.
Chciałbym czuć, kiedy położy dłoń zimną na rozpalonym czole.
Chcę być świadom, że te wszystkie losu dole i niedole
Były warte życia, które z sykiem się jak knot dopala.
Na opuszkach palców drętwych wagi się przechyla szala.
Zdartym głosem od modlitwy bezustannej nie słuchanej,
Ze sakramentalnym niezbyt dumnie brzmiącym w trumnie cichym amen.
Z prochu wstałeś i jak wstałeś tak się w proch obrócisz.
Chcę spróbować być człowieczy bardziej ludzki nie mieć duszy.