BU(N)T – CZYLI Z GLANA

Nie, nie zamkniesz, moich myśli w sztywne ramy.
Umysł mój pozostanie wciąż nieokiełznany.
W mojej czaszce chmurne myśli wciąż się tłuką.
Chaos. Krwi, jak w Sarajewie – wprost nieludzko.
Choć przeważnie czarne biją te różowe,
Ty nie wnikniesz, nie ingeruj w mą połowę.
Pod kopułą bunt, anarchia – daję głowę,
Więc zawracaj, krocz z wszystkimi. Nic nad normę!
I sam nie wiem, skąd się tyle tego bierze,
Lecz nie legnę i nie złożę jej w ofierze:
Lepszym, czasom, nowym kłamstwom, starym łgarzom.
Nie położę moich myśli na ołtarzu.
I nie będę, tak, jak struś już głowy chował.
Gniew wyleciał z mojej karmy, wyparował,
Powolutku, tak, jak spirytusu plama.
Tyś potężna, lecz nie rzucisz mnie na kolana.
Choć spakujesz moje rzeczy w jeden karton,
Moje myśli będą wciąż otwartą kartą
I nie pójdę z góry wyznaczonym szlakiem,
Lecz wokoło z sensem wciąż na bakier.