METAMORFOZA

Dopadasz mnie jadem swoich słów,
Powalasz, wprost ścinasz mnie z nóg.
Nie słyszę, choć bardzo bym chciał.
Głowa płonie, krew sączy się z ran.
Odpadam! Coraz trudniej z tym żyć.
Wciąż milczę, a chce mi się wyć.
Lecz nic to! Jakoś radę sobie dam!
Jak Feniks z popiołu, a z nasiona kwiat,
Odrodzę się, w szczęściu będę żyć!
Zwyciężę! Nie złamie mnie nikt!