Czekając na zmartwychwstanie podnoszę się z kolan obłędu.
Skacowany prawdami, które uleciały szukam w sobie czegoś więcej
Niż wczorajszego pół litra. Dziś tak niepopularne: kocham cię.
Wyrzyguję z ust zaraz po parówce i kiszonym ogórku.
Coś we mnie pękło, umarło. Wyrzyguję z ust słowo: kocham.
Wyrzyguję zbyteczne słowa czekając na zmartwychwstanie.