W latającej trumnie, jakiś czarny typ
Pomachał mi ręką, został tylko świst.
Czart nadstawia rogi, groźnie bucha dym,
Anioł stoi z boku smutno marszcząc brwi.
Wyskubane skrzydła, u stóp puchu garść,
W dłoni pajda chleba, nawet masła brak.
Zakazany owoc zgnił i z drzewa spadł.
Jak pies ogrodnika: nie da, nie zje sam.
Nie baranku boży – głupi tryku – patrz.
Boskie ideały dawno trafił szlag.