LISTOPADOWY

Świat przejechał się znów po mnie walcem drogowym…
Tyle żyję lat, lecz nie mogę sobie wbić do głowy
Tych prawd.
Towarzysze, zwierzasz im się, myślisz o nich przyjaciele,
A w rzeczywistości za pieniądze przerobią cię w mortadele.
I w piach.
Znów mnie mierzi, kiedy słyszę bez pokrycia obietnice.
Głośne sto lat, lecz za progiem wycofują się z tych życzeń.
Ten fałsz.
Ileż razy przyjdzie w bólu, mękach mi przetrzymać
Uśmiech skierowany w moją stronę – zwykły grymas.
By kpić.
I dlaczego ciągle wracam, wciąż z nowymi nadziejami?
Co jest we mnie, że podstawiam się, chcę świat naprawić?
Ten wrak.
Wstaję i znów wmawiam sobie patrząc w lustro: będzie dobrze.
Potem pięćdziesiątka wódki, coca cola, kwiaty, pogrzeb.
Oj tak.