Był orędownikiem, wojownikiem wielkiej sprawy.
Stał się nikim. Niewolnikiem, sługą jej zabawy.
Wierzył, ufał, co dzień słał sygnały nowe.
Został świrem, choć psychiatra mu naprawiał głowę.
Nie pomagał alkoholu jeden, drugi kocioł,
Kiedy uczuć z wielkim hukiem pękł rurociąg.
Nic nie dawał gin z tonicem ni łojenie,
Przed oczami wciąż miał tylko jedno przedstawienie.
Żadne dragi, inne drogi, hasz, ni gandzia…
Wykoleił się i tak, jak żółw „nie nadanżał”
Z czasem nowych wyzwań bał się coraz więcej,
Wtedy mózg oszalał, stały świeczki, trzęsły ręce,
Że wyssałem tę historie z palca? Tak myślicie?
To nie bajka, takie teksty pisze samo życie.