W sprawie łez? Te drugie drzwi.
Odparł głos i dalej drwił.
I którą byś nie ruszył z dróg,
Prędzej czy później powrócisz tu.
W stosach papierów zagrzebał Pan
Zdolność czynienia dobra i zła.
Bijąc pokłony czeka na cud.
Siódmego dnia odpocząć mógł
I stracił rytm nasz dobry Bóg
Przybyło nocy, smrodu i much,
Na wycieraczkę narobił ktoś,
Ktoś stracił talent, a inny trzos…
Pan w sprawie łez? Te drugie drzwi.
Następny proszę. – długo tu tkwisz?
POWROZY
Wieszając marzenia na siatce z kolczastego drutu,
Szarpiąc zębami, gryząc węzeł sprzecznych uczuć,
Nie wierząc, nie czekając, nie myśląc o przyszłości,
Stojąc pod ścianą, za którą tylko chaos gości.
Gdy za mną zamknięte drzwi, przede mną nie ma nic,
Tak trudno, tak cholernie trudno w takim stanie żyć.
Przeniknąć myśli, które lęgną się w twojej głowie,
Chciałbym na każde pytanie celną mieć odpowiedź.
Zjawiać się chronić cię w każdej chwili złej,
Oddać całego siebie, odnaleźć stracony sens.
To niemożliwe, a jednak mijasz mnie, jak cień,
Jak ducha, widmo, marę. Idziesz, jak nóż przez mgłę.
Nie widzisz, chociaż zerkasz. Dziś nie uśmiechasz się…
Wracam do punktu wyjścia. Czekając, błagając o śmierć.
Wieszając marzenia na siatce z kolczastego drutu,
Szarpiąc zębami, gryząc węzeł sprzecznych uczuć,
Nie wierząc, nie czekając, nie myśląc o przyszłości,
Stojąc pod ścianą, za którą tylko chaos gości…
POŻEGNANIE
Jeszcze próbuję trawę gryźć tuląc w ramionach te cudowne chwile.
Jeszcze próbuję pytać się: czy są w sercu, głowie czyjejś?
Jeszcze próbuję mówić: nie. Zapomnieć spacery, pocałunki, obietnice.
Jeszcze próbuję walczyć z tym, odrzucić w kąt dotychczasowe życie.
Jeśli jednak braknie sił, zwycięży czarna dama.
Pamiętaj, ten wybór był mój. Nie czuj się oszukana.
Jeśli przyjdzie kres mych dni prędzej niż się spodziewasz,
To powiedz sobie: Tak chciał los. – Nie patrz do tyłu. Przebacz.
NIEWIELE
Zdawało mi się, że mam przyjaciela, teraz mi się tylko zdaje.
We włosach twoich diabeł śpi, nachodzi cię na jawie.
Rozumu w miłości jest niewiele, późno to zrozumiałem.
We włosach twoich diabeł śpi, nachodzi cię na jawie.
Zdawało mi się, że mam cel i znowu spudłowałem.
We włosach twoich diabeł śpi, nachodzi cię na jawie.
Zdawało mi się, że mam port, lecz nic nie ocalało.
We włosach twoich diabeł śpi, więc mówię mu: dobranoc.
34 (CIUT SPÓŹNIONE – ZMIENIONE)
Nie jestem diabłem, ani aniołem, ja, to ja.
Czasami lepszy, czasami gorszy, jak każdy z was.
Miewam problemy i radości, zwykły los.
Niebieskie oczy, czarne włosy i ten nos.
Ja piszę wiersze klasy D, dlatego trwam.
Przelewam na papier to, co we mnie gra.
Za ścianą dźwięku lubię się chować, by smutek zmóc.
Czasami wypić setkę wódki wśród mózgu burz.
Dzięki rozmowom telefonicznym nie jestem sam.
Choć bywa nieraz, że mokra kreska przecina twarz.
Ja mam przyjaciół, dla nich jeszcze próbuję tu być.
Ciągle pod górę i pod wiatr, gdy brak mi sił,
Wyciągam nogi, biegnę w płuca łapiąc wiary haust.
By przestać o kłopotach myśleć mam własny świat.
Pragnę miłości odwzajemnionej – wiem, czego chcę.
Nie widzę dzisiaj innej drogi chyba, że… (śmiech?)
GDZIE TO JEST? (WYPĘTLIĆ SIĘ)
Zgubiłem gdzieś po drodze sens,
Próbuję zmienić myśli bieg, wypętlić się.
Pożera mnie, wciąż, pytania wbija ćwiek,
Że nie ma, dla kogo więc po co, wciąż tu tkwię?
Pochłania mnie czeluść nowego dna,
Zadaje razy mijający czas.
Już nie jest ważne: wczoraj, jutro, dziś.
Męczy tak pusty dzień, ulgi nie niosą sny.
Zgubiłem gdzieś po drodze sens,
Próbuję zmienić myśli bieg, wypętlić się.
Tymczasem narasta pod czaszką ból,
Przenika na drugą stronę, jest mnie już pół.
Bezsilność ciska za włosy, targa gniew
I wciąż pytam się: Gdzie to jest?
A ten głos tajemniczo w moim mózgu drży:
Podaj rękę, chodź tu, chodź tu, przyjdź…
W(U)STĘP
Krzyczę głośniej, proszę ciszej,
Z deszczem lecę, gdzieś pod rynnę,
Błysnę jakimś chorym rymem,
Siedzę sobie wiersze piszę:
O miłości, której nie mam,
Czasem o czymś do zjedzenia,
O paleniu, o siusianiu,
O krasnalach, zimnym draniu.
Złapię słowo, urwę w pół,
Z góry robię ciemny dół,
Tworzę zlepek z kilku słów,
By rąbek tajemnicy spruć.
Zedrę maskę z przyjaciela,
Czarne w białe chyżo zmieniam,
Niebosiężne bzdury piszę,
Wiem, co świnia ma w korycie.
Wbiję ćwieka pijakowi,
Potem w dal, ku zachodowi…
Zajrzę księdzu pod sutannę,
Z igły widły, z balii wannę…
Co mnie boli, gdzie mnie strzyka
Znajdziesz to w moich wierszykach.
W MOJEJ GŁOWIE
Tak tu dziwnie, znowu zatoczyłem koło.
Nie przypadkiem przechodziłem obok tego domu.
Dzisiaj w jego pustych oknach hula wiatr,
Spustoszenie straszne – tak działa czas.
Dym z komina już nie leci, smutno tak.
Z żywych istot tylko kornik ma tu dach.
A pamiętam to, jak kiedyś brzmiał tu śmiech,
Tyle szczęścia i radości, aż po zmierzch.
Migają mi przed oczami obrazy, których nie ma:
Ławka w parku i altanka, nasze drzewo,
Zapach jabłek, nawet to mi pozostało,
Lecz w pamięci no, bo tutaj tylko szarość.
Tak tu dziwnie, to było ostatnie koło.
Obiecałem sobie nie przychodzić, obok tego domu.
ZAPLĄTANIE
Cienka nić porozumienia nagle w węzeł się zmienia,
Poplątana, że aż strach, a na końcach ty i ja.
Cienka nić porozumienia w wielki supeł się zamienia,
Znów dylemat dręczy nas: Rozplątywać, czy też rwać?
GDYBY
A gdyby móc przestać oddychać, milczeniem zasznurować usta,
I nie obgryzać już paznokci, przestać się lękać nowego jutra.
A gdyby tak zamknąć oczy, i na dodatek przestać myśleć,
Odłożyć w kąty wszystkie swary, nie liczyć na to, co się przyśni.
A gdyby tak móc zniszczyć wszystko, i stworzyć cały świat od nowa,
Tak, żeby każdy był szczęśliwy, swych pragnień bym nie musiał chować.
I gdyby jeszcze jasny uśmiech zagościł na twej ślicznej twarzy,
To byłoby tak super, że nie miałbym już, o czym, marzyć.