NIE CAŁUJCIE KSIĘŻNICZEK

Za szóstą górą, za siódmą rzeką,
Za ósmym z mórz – strasznie daleko.
Na twardej skale, bardzo dostojnie
Oj rozum ludzki tego nie pojmie
Stał pałac wtulony w poduszę z mchu.
Chyba zapomniał o tym miejscu Bóg.
Miał cztery baszty – pod nieba kres,
Z dołu nie zoczy ich szczytu człek.
Ogromne szpice giną we mgle,
I nie wie nikt, czy jest tam tlen,
Bo nie doleciał tam żaden ptak,
I nawet sokół – ni gad, ni ssak.
Więc cztery baszty, tysiące wrót,
Że rzekłbyś – Cacko. Prawdziwy cud.
To właśnie tutaj zakręcał świat,
W oddali napis lśnił: Welcom raj!
Wracając jednak do sedna sprawy,
Nie przerywając świętym zabawy
Zajrzyjmy teraz co działo się
W zamku, który mógłby być snem.
Unieśmy lekko kurtyny brzeg,
A naszym oczom ukaże się…
Komnata księcia. Alfred go zwali.
Nie pijał wina, nie palił fajek,
Był dobrym chłopcem i miał co chciał
Oprócz… No właśnie, bo w kwestii pań
Strasznie nieśmiały Alfredzik był.
A stary król, gdy jeszcze żył
Nakazał twardo: Syneczku mój,
Żelazo póki gorące kuj.
Aby dynastii nie nastał kres
Potomka musisz spłodzić… – Ja wiem.
Odparł następca i tak, jak stał
Spłonął rumieńcem, jak w ogniu rak.
Szukał i krążył, to tu, to tam,
Jak rzeka długo płynął czas,
Lecz próżno szukał. Jak palec sam…
Aż odszedł król do raju bram.
Odtąd się książę królem stał,
Nadszedł dla niego rządów czas.
Dobry był król, lecz smutny kraj,
Bo młody panicz, choć tyle dam,
Choć tyle panien, rozwódek i wdów,
On w kawalerskim stanie się tłukł.
Dwunastu mędrców zebrało się:
Będziemy zmieniać rzeczy bieg.
Debatowali aż dwa tygodnie
Z niedojedzenia spadały spodnie,
Puchły im mózgi, rosły im brody,
Nie mogli jednak znaleźć metody,
Jak by z marazmu wyrwać kraj
I jaką królowi niewiastę dać.
Dnia czternastego rozległ się krzyk:
Rozpoczynamy wybory miss!!!
Zebrano sponsorów, by trzymać styl.
Były nagrody, jak stado świń,
Pierścień z szafirem, z karocą wół,
Każdy przynosił co tylko mógł.
Herold z doboszem idąc krok w krok
Szli z nocy w dzień, a ze dnia w noc.
Głosili dekret, tracili głos
Nie narzekali jednak na los.
Bo dobry finał był już tuż tuż.
Z miliona panien odpadło pół.
Gdy z pół miliona odpadło ćwierć
Bliżej niż dalej. – Szambelan rzekł.
I przebieranki, i salwy braw,
To wieczorowa moda, to z plaż.
Skromne bikini, lub strój na raut.
Tłum wiwatował, bawił się grzmiał.
Król spod spuszczonych powiek słał
Skromne spojrzenia w kierunku dam
I ciągle nie mógł wypatrzyć tej
Na chwile dobre i chwile złe.
Tej upragnionej, o której śnił,
Choć raz zdawało mu się, że był:
Rozochocony i podniecony,
By nie powiedzieć rozanielony.
Lecz gdy z siedzenia podrywał się
Usłyszał nagle kobiety śmiech.
Czy był to śmiech? Chichot, czy coś…
Znów z rezygnacją klapnął na tron.
Kolejna, na której zawiesił wzrok,
Jak nimfa lekko rozpruła mrok.
Z blaskiem księżyca pięknieje świat…
Nie widać pryszczy, ubywa wad.
Już miał na końcu języka, że chce,
Gdy dostrzegł nogi wygięte, jak s.
Ziewnął przeciągle na dzisiaj dość
I zasnął opatuliwszy się w koc.
Dzień wstawał nowy, a z nowym dniem
Nowe nadzieje zjawiły się,
Nadzieje marzenia i… jeszcze ktoś.
Tłum zafalował, wydał szept: Oooo…
Dziewczyna z bagien!!! – Wykrzyknął ktoś,
I z nową falą wzmogło się: Oooo!!!
Nagły rozgardiasz od murów bram,
Aż po wierzchołki najwyższych baszt.
Już młody pan chciał wzywać straż
W obawie rebelii, którą mogą wznieść
Poddani, jeśli nie ożeni się.
Wyszedł na balkon rozprostować kość,
Kiedy znienacka doszedł go głos…
Słowika trel, i wiatru szloch,
To lekko drżał, to brzmiał, jak dzwon.
Mieszanka spokoju, nostalgii dźwięk…
Nie słyszał nikt, by głos mógł nieść:
Siłę spokoju, radości śpiew,
Wiarę nadzieję, wszystko co chcesz.
Jestem księżniczka z krainy Kumkur,
Na imię mam Maja. – A na to król…
Rwał się do góry, hen w stronę gwiazd,
Waliło serce sztywniał mu … (Ptak?) kark.
Z zachwytu nie mógł wydobyć słowa.
Łapał powietrze, hukał, jak sowa.
Zielone oczy, a włosy blond
Miała i rozum – i nawet on.
Po prostu anioł – nieziemski stwór.
Zachwytów głos zmienił się w chór,
I nucił psalmy na panny cześć,
A nasz króliczek miał wszystko gdzieś.
Ruszył ze swadą: Ta, tylko ta!!!
Czy będziesz moją? – Szepnęła: – Tak.
I wieść szczęśliwa płynęła w świat,
Że będzie ślub i wielki bal.
I pantoflową pocztą szło,
Że piękną pannę, nikt nie wie skąd
Pokochał król od pierwszych słów,
Od pierwszych spojrzeń i aż po grób
Będzie ją wielbił przez wszystkie dnie
I piątkę dzieci pragnie z nią mieć.
Po siedmiu dniach, więc rzekłbym w mig
Zaczął się ślub. Kto na nim był?
Musiał wymieniać bym za trzy dni,
Więc pominiemy milczeniem to,
Wszak nieistotne te sprawy są.
Napomknę tylko, że z różnych stron
Od Pernambuko, aż do Antyli,
Z wszystkich stron świata goście przybyli.
Stoły pękały od jadła ton,
Syty był pierwszy i ostatni gość.
Od pitnych miodów, przeróżnych win
Huczało w głowach, zbywało sił,
Zwalało z nóg, a bal wciąż trwał.
Orkiestra skoczne kawałki gra.
Raz pulsujące reggae, raz ska,
To punk, to jazz, kto chciał, to miał.
Był koncert życzeń, prezentów stos,
I szczęścia łzy. Nic żadnych trosk.
Po oczepinach Alf nie miał sił.
Szedł do alkowy… – Maju idź z nim.
Tyś jego branką, on panem twym,
Gdy idzie spać legnij i ty.
Rzekła usłużnie jedna z dam
W uśmiechu lubieżnym krzywiąc twarz.
Pąsem spłonęła królewny buzia,
Mąż szepnął jeszcze: – Huzia do łózia.
I przełknął ślinkę na upojną noc,
Dziękując niebu, że wygrał los.
Tutaj powinny się zamknąć drzwi.
Bo sexu (intymny) świat, to inny film.
Jednak przez dziurkę, choć to nie fer
Spójrzmy, co dalej działo się.
A było na czym zawiesić wzrok.
Królewskie szaty poszły w kąt.
Pod baldachimem miękkiego łoża
Puchem tuleni niczym w przestworzach
Lewitowali w marzeniach swych,
Wierząc, że się ziszczą ich sny.
Król objął dłońmi jej wątłą kibić,
Coś zaiskrzyło pomiędzy nimi.
W czułych uściskach splotły się ciała.
W żyłach młodzieńcza krew bulgotała.
Wargi powoli drżą z podniecenia,
Suchości w gardle pierwsze zbliżenia.
Jej usta blisko tak jego ust…
Bliżej, wciąż bliżej, nareszcie. Już.
Ten pocałunek, w którym oboje
Oddali siebie drugiej osobie
Zdawało im się, że trwał i trwał,
Lecz nagle dziwnie, jak skała stał…
Król Alfred – zamurowało go.
Błysnęło, syknęło, rozszedł się swąd
Zwęglonej skóry, palonych zwłok.
W głowie panował chaos. Drwił szok.
Ta, którą tulił w ramionach tak czule
Nagle w bagiennym znikła mu mule.
Przez uchylone skoczyła drzwi.
Teraz w bajorku pałacowym drwi
Z chłopaka, który pokochał ją,
Chciał jej dać siebie, władzę i tron.
Pewnie nie wiecie, co stało się?
I nie dziwota. Historii kres,
Którą widziałem, krótko streściłem,
Nie jeden raz w życiu śledziłem…
Że piękna dziewka zamienia się
W żabę, ropuchę, rzekotkę, więc…
Ku przestrodze najmilsi wszystkim wam.
Nie całujcie księżniczek – taką radę dam.

DEDYKUJĘ:
Wszystkim księżniczkom, które
Pozamieniały się w żaby, tym
Kilku, które pozostały w swojej
Skórze, i kilku osobom ku przestrodze.