Spojrzeń anielskich, dłoni splecionych,
I ust wilgotnych, ciał wyzwolonych,
Szmeru strumyka, i żab kumkania,
Wspólnego wstawania, i zasypiania,
Prawdy, nadziei, wiary, spełnienia,
Zimą rękawic, a latem cienia.
Słońca, gdy pada, deszczu gdy sucho,
Ciszy gdy głośno, muzy gdy głucho.
Takie mam braki, tego mi trzeba
Czasami chleba, lecz częściej nieba.