(BONUS 2004) MINISTER ZDROWIA NIE OSTRZEGAŁ: SEX – PUSZCZAJCIE…

Żyj chwilą mówił rwąc naiwne panie
Przy każdej okazji gramoląc się na nie.
Bajerkę miał wielką, potrafił szpanować,
Pieprzył co popadnie, umiał zaszokować.
Kumplom opowiadał. Kiedy rżnął i kogo.
Reputacja panny? Niech go cmoknie w ogon.
Z hotelu do lasu, wciąż tą samą drogą,
Raz z grubą, raz z chudą, lecz inną niebogą.
Aż trafił na chwilę, która go zgubiła.
I nie mąż zdradzony. Była nawet miła.
Brała wszystko… serio. Każde jego słowo.
Dawała… co miała, szeptał: Odlotowo…
Raz górą, raz dołem, choć nie w jego guście,
Nie przewidział tylko, że the end w rozpuście.
Tak załapał HIVa, lub AIDS, jak kto woli…
Usechł w samotności. Gnił długo, powoli.