Gdy podziwiam twoje ciało, którego mi zawsze mało.
Tak, jak wody w conwektorze, lub we włoskim calidorze
Puszcza zawór bezpieczeństwa – kocham ciebie do szaleństwa.
Łagodna i tak praktyczna, jak głowica ceramiczna
Nogi zgrabne niczym rury sprowadzone z firmy Vawin,
Stoisz na nich bardzo pewnie, jak kabina marki Kabi.
Oczy, niby dwa pokrętła, bystre, jak w klozecie woda,
Zęby równe i bieluśkie, niczym piękny kompakt z Koła.
Włos tak super, tak ponętny, jak garść włókna, lub konopi.
I to ciało niczym bojler, tak gorące, że mnie topi.
Dłonie zgrabne, niezbyt małe fi dwanaście każdy palec.
A na palcach lśnią pierścionki, niczym redukcyjki w chromie
O holender, sam już nie wiem, co się lęgnie w mojej głowie.
I te piersi, jak rozetki, i nie płaskie, a wypukłe,
I te uszy, jak filterki, takie małe, takie smukłe.
Język długi i zgrabniutki, sprawny, niczym klucz francuski.
Jeszcze rozum tak niezbędny, jak śrubunek, albo mufka.
Och, ma pani bądź nieszczelna, i wpuść mnie do swego łóżka.