Za drzwiami cały świat. Nie chcę go znać i ciebie też.
Nie wyjdę stąd, bo każda z dróg wiedzie do nikąd. Do ciebie też.
Mrok wciąż trwa, jak kret żyć? Nie chcę tak i ciebie też.
Pulsuje strach wśród czterech kaw, przy tobie też.
Odgłos… Tupot nóg. Szczurów szum i żal do ciebie też.
Łyso mi – jebał to pies. Wspomnień czar prysł o tobie też.
BEZGŁOŚNE SŁOWA
Za dużo mówię? Dobrze.
Od dziś nie mówię, lecz piszę.
Są tacy, którym się nie chce
Poskładać w słowa liter.
(MA) RUDA (KOBIETA ZMIENNĄ JEST)
Czarna, a ruda, jak Szkot stary.
Wzrok bystry, więc po co okulary?
Prosta, a jednak tajemnicza i magiczna.
Chora, choć niby tak ekologiczna.
Chuda, choć wydawała się być tłusta.
Pusta, choć wydawała się być rezolutna.
Cicha, chociaż tak bardzo rozwrzeszczana.
Zimna, choć parzy zmysły z kawą rano.
Światła, a jednak ciemna, jak tabaka w rogu.
Nie pije, mimo to, nie brak jej nałogów.
Miękka, a gdzie nie ruszy nowa rana.
Ruda – kobieta mocno zaplątana.
W MOJEJ GŁOWIE CIĄGŁY ZAMĘT
By znaleźć wady potrzebna lupa.
A słońce świeci. Potworny upał.
I znów ktoś zerwał reklamę z słupa.
Na bucie węzeł mi się zasupłał.
W płytkim talerzu na stole zupa.
Z niej wyłowiłem łyżeczką trupa.
Przebrzydła mucha. Potworny upał.
Cień koło słupa. Gdzie moja lupa?
Rozlana zupa. Życie to kupa,
Którą nawozisz ziemię, by znów
Narodził nam się kolejny much.
NA BIEGUNACH (NIE KONIK)
Pod jednym niebem, lecz w światach dwóch.
Pod jednym niebem umieścił nas Bóg.
Mój zimny, czarny – twój ciepły, biały.
Mój ruchomy, jak z piasku – twój stały, jak ze skały.
W twoim fantazje senne – w moim rządzą koszmary.
Twój taki mały, swojski – mój zimny i zmurszały.
Ty siedzisz w samym centrum – ja po orbicie krążę.
Ty tkwisz w miejscu – ja szukam, drążę, błądzę.
Tyś piękna jest bogini – a ja piekieł książę.
Ty masz zawsze czas – ja w biegu, lecz czy zdążę?
BYŁEM TAM
Biały puch osłania codzienny brud
Próbuję złapać w żagle wiatr, lepiej się czuć
A tu wykrywacz kłamstw – oczy me…
Kolejny dają znak, płoną kontrolki – wiem.
Nie warto już rejestrować nielicznych słów.
Sam pójdę na spacer, lecz z tobą mój duch.
TO TYLKO ŻART
Obrazoburczy, wyuzdany, wulgarny,
Polityczny, rubaszny, nawet czarny.
Czasem niesmaczny, jak z miodem śledź
Pulsujący, atakujący brzuch i grzbiet.
Lekki i zwiewny, żebyś pękł,
Powodujący paraliżujący śmiech,
I z wielką brodą bywa też.
Niezrozumiany, jak w lecie śnieg,
Jest perwersyjny z aluzjami,
Śmiech można skrobać żyletkami.
Czasem wiszący czarną chmurą,
Gdy w życiu bywa tak ponuro
Powoduje łaskotanie aż do pięt,
Więc choć czasami zeń się śmiej.
POKER
Gdzie to jest? Ja wiem, i ty to wiesz.
A my? Wszystko zamieniasz w śmiech.
A wy? Mam was, gdzie was mam.
A oni? Oni też zmieszczą się tam.
Zatrute dni, od twoich kłamstw.
Para dziewiątek i jakiś as.
Dziesiątka, walet – czy powiesz pas?
Czy zastosujesz kolejny blef?
O tak, ty przecież łgasz, jak bies.
SPADAM
Krajobraz zakurzoną szybą
Oglądane migają tak żywo.
Żółto-zielone figury,
Łany zbóż, lasy i góry,
Błękit wody – tak bajkowo…
Myśli w tyle – jest różowo.
Sam w drugiej klasie PKP.
Turkot, buty, plecak spadam. Cześć.
NIEMOC
Chciałbym zapomnieć tak wiele spraw,
Tak wiele spraw i jedną twarz.
I chciałbym cofnąć tak wiele słów,
I wiele wcisnąć wam do ust.
Chciałbym nie widzieć całego zła,
Bo gdy je widzę trafia mnie szlag.
I chciałbym umieć zatrzymać czas.
Niech gra uOrkiestra, koncert niech trwa.