NOC (SEN-S)

Lubię te noce, gdy przy mnie śpisz,
Gdy swoje ciepło oddajesz mi.
Lubię te noce, gdy światło gwiazd
Pozwala patrzeć na twoją twarz.
Gdy powiew wiatru wyostrza zmysły.
Gdy cisza wokół, złe moce prysły.
Lubię te noce u twego boku,
Gdy wszystko śpi i jest święty spokój.

LOT NA PLANETĘ

Jestem chyba nie z tej ziemi,
Zielony na podłości żyję między nimi.
Ślad moich myśli na papierze suszy się.
Życie, to przez nie ronię za łzą łzę.
Ja do tej planety nie pasuję wcale,
Daremnie dziś wylewam swoje gorzkie żale.
Uciec z tego miejsca, wyrwać się na krok,
Nie czekając jutra poleć ze mną w mrok.
Na latający talerz razem ze mną wsiądź.
Nie bój się. Tierieszkową nową bądź.
Na wielkim wozie, kometę za ogon chwyć.
Bądź przy mnie, wtedy chce się żyć.
Po drodze mlecznej kroczyć z podniesioną głową,
Między konstelacjami i pod rękę z tobą.
Kiedy ciebie braknie – galaktyki ciszy.
Kiedy ciebie nie ma – wszechświat się nie liczy.
Choć ze mną. Lećmy stąd do gwiazd.
Od ludzi ucieknijmy – tylko ty i ja.

NIE TE DRZWI

Lazur oczu twych, bez nich puste dni,
Każdy uśmiech, twój, smak tych boskich ust,
Ślady drobnych stóp, obraz zgrabnych nóg,
Słów perlisty deszcz, białe ząbki też…
Niczym bramy raju – dla mnie zakazane.
Słodki uśmiech, szept dla innego jest.
Twej dłoni dotyk, uścisk, muśnięcie,
Kształty ciała rozpalające wnętrze,
Twe gorące, dla świata bijące serce…
Niczym bramy raju – dla mnie zakazane.
Zakazane wszystko, co tak wielbię, kocham:
Uszy, szyja, nosek, włosy, piersi, broda…
Po prostu ty cała nieziemska istota…
Niczym bramy raju – dla mnie zakazane.
Nie patrz, nie oddychaj, nie wielb i nie słuchaj.
Kochana do bólu – gdy na słowa głucha.
Kocham. Kocham. Kocham.
Ty mnie nie chcesz słuchać.
Chłodne twoje oczy ranią moje serce.
Ja pragnę tak mało i nie chcę nic więcej.
Ja pragnę zbyt wiele – żebyś mnie kochała.
Na smyczy zniewolenia prowadzisz me ciało.
Oczy wygłodniałe twojego widoku
Smutkiem napełnione nie widzą nic wokół.

BĄDŹ

Tak pragnę, by twa twarz znów się zaczęła śmiać beztrosko.
Iskierki w oczach twych, by znów zaczęły lśnić, tak bosko.
Niech ból i smutek umrą, zaszyją się głęboko,
Byś znowu była sobą cudna zielonooko.
Bądź, jak promyk słońca w zimowy dzień.
Bądź najsłodszym snem wtedy, gdy śpię.
Bądź kropelką wody w pustynne południe.
Bądź po prostu sobą – wtedy jest tak cudnie.

GORĄCZKA

Wrzątek myśli w mojej głowie sprawia ból.
I wszystko płonie: Bezpieczniki,
Nerwów styki, jeden wielki swąd.
Gdybym mógł odkręcić śrubkę,
I posegregować to,
Co się dzieje w mojej głowie.
W którym miejscu powstał błąd?
Cały system eksploduje,
Śrubki nie ma, no bo, skąd?
Oczy płoną twym odbiciem,
Życie nie jest zwykłym życiem.
Zwariowanie! Świat oszalał
Gryzę język aż do krwi,
Żeby nie poskładał w słowa
Tego, co się we mnie tli.

JAK OSIOŁ

Niczym ryba wyciągnięta z wody,
Żołnierz bez broni, skaut bez przygody,
Bez tłumów idole i politycy,
Jak striptizerka w dzień i w spódnicy,
Jak telewizor, gdy prąd wyłączą,
Kielich, gdy drinka z niego wysączą,
Jak w klatce niedźwiedź, słoń, albo lew,
Tak wbrew naturze, i światu wbrew,
Gdy ciebie nie ma, jest mi tak źle…
Znów tumiwisizm ogarnia mnie.
Więc bądź i kochaj, bym był radością,
By złość nie stała mi w gardle kością.
Bym był. Jak osioł gryzący trawę,
Lub tak, jak bocian jedzący żabę,
Niemowlak łapczywie szukający mleka,
Bądź, żyj i kochaj! Kocham i czekam!

NIE POTRAFIĘ

Nie każ mi się cieszyć, że inny ktoś
Może cię pieścić, w ramiona wziąć.
Nie każ mi się cieszyć, że pędzi czas,
Gdy spacerujecie poprzez piaski plaż.
Nie każ mi udawać, że nie drażni mnie
Barwa twego głosu i dla niego śmiech.
Nie każ mi udawać, że nie widzę nic,
Że to wyobraźnia płata figle dziś.
Nie każ mi się cieszyć, że telefon też
Mój milczy, a twój wciąż zajęty jest.
Nie każ mi się cieszyć, że kolacji smak
Przy świecach w restauracji nie dotyczy nas.

ANIE(DIAB)LICA CZYLI ZWARIOWANIE II

Dlaczego wśród życiowych burd
Sprawia tak przeogromny ból,
Chociaż wygląda prze-niewinnie
Postać, jak z bajki i ze snu.
Magiczny uśmiech i te oczy…
Nie kontrolujesz swoich słów,
Kiedy powabnie obok kroczy,
Marzysz, by ją dotykać móc.
Obnaża wszystkie twoje myśli,
Przyspiesza oddech, wzmaga puls,
Chociaż wygląda prze-niewinnie
Z premedytacją pcha cię w dół.
I brniesz z głupoty, do idiotyzmu,
Od stacji miłość, do stacji raj,
Gdy się odwrócisz słyszysz jeszcze:
– Tak ukochany, więc czekam. Pa.
I tylko zapach petów zostaje,
A sens istnienia odjechał w dal
I ciągle walczysz ze zwariowaniem,
A ono sobie wciąż trwa, i trwa…

NA ZAWSZY?

Przelane na papier myśli straszą,
Na szczęście nie znasz ich wszystkich.
Zostań w swojej skorupie.
Mądrości znajdziesz w encyklopedii.
Nawiedzony osobowością, która mnie przerasta
Patrzę z lękiem i nie chcę widzieć jutra.
Zapominam o wczoraj, a dziś jest tak krótkie.
Głowa jest tak pusta. Kasowanie. Ctrl F7?
To nie takie proste. To siedzi zbyt głęboko.
Myśli zblokowane pełzną w jedną stronę.
Wolę piekło z tobą niż rozkosze w niebie.
Pragnę twego dobra potęguję złość. Dość.
Kocham – naprawdę nie jest łatwo to powiedzieć.
A ja kocham, to tak głęboko siedzi.
Kocham – czy to ostatni raz?
Kocham, lecz czy na zawsze już pozostanie tak?

NA KŁOPOTY (BEDNARSKI?)

Więcej? więcej nie ma już nic.
Tylko chore, tak bezpłciowe dni,
Życia mała, dziurawa garść,
Myśli żebrzące o jeden, jedyny raz,
Oczy błagające o pomocny gest,
Usta szepczące: kocham, kocham cię…
Rozdzierający pustkę, jak nóż
Niemy duszy mojej kszyk:
Ukaż mi to miejsce, w którym warto.