ZWIEWNY

Poczekaj na mnie w przyszłym świecie,
Może powiedzie nam się lepiej?
Niech będzie krótko, lecz treściwie,
Na rajskim drzewie, w leśnej niwie
Na jedno mgnienie ożywieni…
Płyń w dal… W motylach odrodzeni…
Na jedną chwilę, ale razem.
Już się raduję tym obrazem.
W skrzydeł trzepocie zawieszeni,
W słońca poświacie para cieni.
Oczarowana, lekko swawolna,
I wreszcie razem, i wreszcie wolna
Na krótkie chwile, na godziny,
Na łyk nektaru… To o tym śnimy.

PRZEBUZIANY

Dzień dobry całonocny śnie i pierwsza myślom co rozprasza
Która z letargu wyrwała mnie do walki z życiem od gry w mariasza
Dzień dobry mój promyczku ranny coś narkotykiem jest dla duszy
Istnieć bez ciebie niepodobna ty beznadziei mury kruszysz
Pobudzasz niczym czarna kawa zmysłowa jak motyla cień
Jak Kirsta książka tak ciekawa przy tobie nie wiem co to lęk
Ty jednym gestem zdziałasz więcej niźli niejeden głośną tyradą
Ciepłym uśmiechem i to sprawiasz że dziś poruszam się ze swadą
Dzień dobry całonocny śnie jasny promyczku w codzienności.
Dzięki żeś zajrzał pod mój dach zostań co noc pragnę cię gościć

DRĘCZONY

Pojebane, pieskie życie.
Krążę, krążę po orbicie.
Dojść do sedna nie dam rady.
Jakże bzdurne te układy…
I nie mogę wyjścia znaleźć
W niesprawiedliwości kale.
Lecz nadzieję mam, że zdążę
Rozpleść kilka z ciała wstążek,
Być spełniony i szczęśliwy,
Jeszcze jako człowiek żywy.

PRZESYPIANY

Przespałem cały boży dzień. Dobrze wiedziałem czemu to robię.
Bo gdy Morfeusz porywa mnie tak lekko robi się w mej głowie.
Mogę całować twoją skroń, po szyi muskać cię językiem
I każde miejsce, które zapragnę już penetruję dłoni dotykiem.
Tutaj na łąkach wyobraźni w słońca promieniach rozłożeni
Leżymy, strumyk szemrze piosnkę. Za nic bym tego nie zamienił.
Przespałem cały boży dzień. Dobrze wiedziałem czemu to robię
Bo lawirując po moim śnie zawsze mieć mogę cię przy sobie.

PUSTYNNY

Nie ma ciepła – mroźno dookoła.
Szeptu nie uświadczysz – cisza goła.
Nie ma muzyki – ptaki nie śpiewają.
Ani kropli wody – kwiaty umierają.
I barw nie ma tylko szarości i czernie.
Nawet apetyt odszedł – jest mizernie.
Nie ma słońca – w mroku cała ziemia.
Tak wygląda życie, kiedy ciebie nie ma.

BRAKOWANY

Brakuje mi iskierek twoich oczu, brakuje mi żaru twego ciała,
Brakuje tylko i aż dziś ciebie – moja wyśniona, wiosno wspaniała.
Brakuje ust twych, ciepła oddechu, muzyki zmysłów która nam grała,
Brakuje tylko i aż dziś ciebie – marzę, byś obok mnie spoczywała.

PARADOKSALNY

Pijany swoim szczęściem
Chcę w nim trwać.
Nieszczęściem, w szczęściu jest,
Że wciąż go brak.

CZEKANY

Dzisiaj smutek jest tak wielki. Ciebie nie ma.
Sens odjechał samochodem. W mych marzeniach
Tylko mogę cię oglądać i na fotkach.
Jeszcze tydzień zanim będę mógł cię spotkać!
Ciągle trzyma mnie w twój powrót rychły wiara.
Mocno walczę, by nie popaść w wielki marazm.
Szukam zajęć byle rąbek czasu zmielić,
Odgryźć skrawek, aby dotrwać do niedzieli.
Jeszcze pięć dni, jeszcze cztery. Tak odliczam.
Gdzie nie spojrzę widzę buzi twej odbicia:
Na banknotach, na plakatach w auta szybie,
I już myślę, że w twą stronę mogę wybiec.
By nie myślą cię ogrzewać lecz dotykiem
Nie tekstową wiadomością, lecz z wynikiem
Pozytywnym muskać usta, szyję, ściskać dłonie,
w moich ramion, abym mógł cię porwać tonie.
Dzisiaj nie wiem, czy nagroda, to czy kara,
Że cię kocham, i że połknąłbym cię na raz?

PRZEWROTNY

Trudno jest milczeć, kiedy serce krzyczy.
Chcesz wrzeszczeć: Kocham! Nie szanując ciszy.
By świat cały wiedział, że jesteś szczęśliwy,
Że los, co tak rzadko bywa sprawiedliwy
Wygrać ci pozwolił ogromną fortunę.
Niby dał, lecz trzyma zamkniętą za murem.
Tak niesamowitą choć podnieść nie możesz,
Ale dał jej serce, myśl każdą o tobie,
Słodycz, że i ona to samiutko czuje.
Serce do serca dąży, bez niego wariuje.
Każdą myślą powraca do czułej rozmowy.
Gdy nowy gest do szczęścia stawia krok milowy.
O, jak trudno jest milczeć, kiedy serce krzyczy,
Gdy naprawdę nic więcej, więcej się nie liczy.
Tylko by być znów wespół, dotykać, całować,
Móc z ust tak czarownych spijać cudne słowa.

NIEBIAŃSKO BŁĘKITNY

Czemu pod górę moje życie? Czemu mnie tak doświadczasz srodze,
Że dojść do każdej słodkiej chwili po wyboistej muszę drodze?
Brodząc w mgle gęstej, że przeniknąć o krok do szczęścia niepodobna,
Jeszcze w za ciasnych każesz butach, lub boso, ale w smugach ognia.
Umiem docenić każdą chwilę, którą wyrywam ci z takim trudem
I cieszę każdą się sekundą, kwiatem, w tym bagnie istnym cudem.
Wreszcie rozumiem co to miłość, że można kochać, być kochanym,
Lecz zrozumienie zrozumieniem, ale czekanie jest, jak kajdany.
Czemu dozujesz mi to szczęście, które tak korci, tak podnieca,
W locie całuję ją wczesną wiosną, czekając już zimę mam na plecach.
Lecz będę szedł w pogardzie życia, mijając z hukiem przeciwności,
By znów móc zerkać w tamte oczy tonąć w błękicie mej miłości!