LUDZKIE PYTANIA

Czemu nie jestem ptakiem, nie mogę gwizdać na ten świat?
Czemu nie jestem skunksem, nie mogę na to wszystko wiać?
Czemu nie jestem żółwiem, który w skorupie skryje się?
Czemu nie jestem kameleonem, co zmienia barwy swe?
Czemu nie jestem , jak sowa – mądry, nocny ptak?
Czemu nie jestem orłem, nie wzbijam się wysoko tak?
Czemu nie jestem małpą, nie może wszystko zwisać mi?
Czemu nie jestem wilkiem, nie mogę groźnie wyć?
Czemu nie jestem psem, nie mogę pogryźć kilku drani?
Czemu jestem człowiekiem, i nawet słowo, tak mnie rani?

NA OKRĄGŁO

Denerwuję się, ty mnie denerwujesz.
Denerwuję się, że bez przerwy trujesz.
Denerwuję się, że się denerwujesz.
Denerwuję się, że dostałem tróję.
Troisz się, tak się denerwujesz.
Trujesz mi, że dostałem tróję.
Denerwujesz się, że się denerwuję.
Denerwujesz się, że dostałem tróję.
Nerwica gotowa, a jutro od nowa…
Denerwuję się…

ZAWSZE, A NIGDY

Nie nadążam, życie mnie przerasta.
Chciałbym lecieć, lecz zamknięta klatka.
Moje myśli ciążą w dół – ku ziemi.
Spiętrzone szarością, dniami codziennymi.
W nieładzie, wirze zapomnienia,
Odmętach bólu i cierpienia…
Ja odpadam, oddalam się z hukiem.
Ideały okazały się śmierdzącym zbukiem.
Realnie? Realne rzeczy są za małe…
Realnie? Nierealne rzeczy są niestałe…
Nadzieje? Jeżę się upiornie,
Niespełnione dręczą mnie potwornie…
Szaleństwo jedyną metodą,
Bo splątane drogi zawsze wiodą
Do ciebie, mego wybawienia…
Ostatnie, największe pragnienie:
Być z tobą to moje marzenie.
Moje marzenie…

FOTO

Fragment życia zawieszony w czasie…
Przeglądając stare fotografie
Patrzę w przeszłość wyciągniętą z cienia
Ze stert szuflad mózgu zapomnienia.
Zdjęta przesłona niepamięci…
Zżółkną z czasem miejsca, których nie ma
Twarze, wymazałem hen ze sfer istnienia.
Takie były kiedyś, a dziś?
Nie chcę o nich myśleć, a co dopiero śnić.
Fotki barwne, różnokolorowe
Jeszcze dzisiaj zaprzątają głowę
Wspomnieniami, jak wszystko się zmienia.
Płyną lata – nie na fotografiach.
Zatrzymane w kadrze tak cudowne chwile…
Przyjaciele, ci co nimi się mienili…
Duzi, mali, roześmiani – dziś nie żywi…
W jakimś sensie wiecznie żywi…
Foto-notes życia, czasu, przemijania,
Tylko kartka lecz, jak ważna do przypominania
Kto jest, kto był, kto kim…

LISTOPADOWY

Świat przejechał się znów po mnie walcem drogowym…
Tyle żyję lat, lecz nie mogę sobie wbić do głowy
Tych prawd.
Towarzysze, zwierzasz im się, myślisz o nich przyjaciele,
A w rzeczywistości za pieniądze przerobią cię w mortadele.
I w piach.
Znów mnie mierzi, kiedy słyszę bez pokrycia obietnice.
Głośne sto lat, lecz za progiem wycofują się z tych życzeń.
Ten fałsz.
Ileż razy przyjdzie w bólu, mękach mi przetrzymać
Uśmiech skierowany w moją stronę – zwykły grymas.
By kpić.
I dlaczego ciągle wracam, wciąż z nowymi nadziejami?
Co jest we mnie, że podstawiam się, chcę świat naprawić?
Ten wrak.
Wstaję i znów wmawiam sobie patrząc w lustro: będzie dobrze.
Potem pięćdziesiątka wódki, coca cola, kwiaty, pogrzeb.
Oj tak.

ŚNIEŻYNKA

Płatki śniegu, wirujące gwiazdki,
Fascynujące małe kryształki,
Sfruwające spośród chmur
Gwieździstego nieba.
Zimne, bezbronne topią się w dłoni.
Pojedyncze, słabe kropelki toni.
Zbite w puchową pierzynę
Skonsolidowane w swej białości,
Jako zbita, zwarta masa
Mają olbrzymią siłę,
Zdolną przenosić domy,
Wyrywać drzewa.
Szukaj przyjaciela. Nie daj się.
Nie daj się stopić.
Nie musisz być lawiną,
Bądź tylko kulą…
Kulą u nogi zła.

DEZERTER

Sierżancie, nie dla mnie padnij, czy w tył patrz.
Zbyt wolny jest dla mnie wojskowego marsza takt.
Sierżancie, buciory, jak imadło ciężkie są,
I nie dla mnie na sprężynach brudny, szary koc.
Sierżancie, ja od marsza wolę ptaków śpiew.
A poza tym, zabijanie, to cholernie wielki grzech.
Tak sierżancie, emeryturki nadszedł wiek,
Zabawy w dzikich Indian nie rajcują mnie.

ROKOSZ (OPORNY NA ŻYLETKI)

Jestem swoim największym wrogiem. Znów…
Zabijam swe marzenia, prostuję drogi snów.
Wyciągam transformator, opornik ciskam w kąt
Wylewam olej rdzawy, we mnie tkwi całe zło.
W tumulcie chorych pojęć obnażam głowy zwój,
Anteny pozrywałem, czujników słabnie puls.
Nie będzie mną sterował ktoś, komu mózgu brak,
Rozrywam receptory – żyletek stos wam dam.

NIETOLERANCJA

Nietolerancja na ideały,
Na tekst wierszyka i temat wiary.
Nietolerancja na kolor skóry,
Na kolczyk w uchu i w spodniach dziury.
Nietolerancja na krzywe nosy,
Na skośne oczy, zbyt długie włosy.
Bóg nie wymyślił tego wszystkiego,
Byśmy widzieli kogoś gorszego.
Już nigdy więcej. Nein über alles,
Hitler i Stalin już pogrzebani.
Więc tolerancja niech zapanuje,
Miłość i przyjaźń niech zatriumfuje.

NADZIEJA

Płoną chore myśli, ogień grzeje dłoń.
Dość! Zwątpienie musi odejść stąd.
Będzie dobrze. Każdego dnia
Gdy wstaję myślę tak.
Będzie dobrze. Nie może być źle.
Zła passa minie. Odejdzie w cień.
W rozgrywce tej u nas każdy as.
Pokaż wrogom język, weź się wreszcie w garść.
Są chwile, dla których zawsze warto żyć.
Są rzeczy, o których nie potrzeba śnić.
Będzie dobrze, musi dobrze być.
Zaraz przyjdzie wiosna i kwitnące dni.
Czekaj jutra – to już dziś.
W jawę się zamienią sny.
Nie trzeba stać i kręcić głową.
Uśmiechnij się, dół już za tobą.
Dziś buzia twa zacznie się śmiać – choćby ze mnie.
Rozchmurz się, mamy czas. Uwierz, będzie przyjemnie.