A. B.. C… ZAKLĘCIE (MOJA, NIE MOJA)

Okruszku, iskierko, auroro dnia,
To dzięki tobie mam siłę by trwać.
Chcę być, by słyszeć twój śmiech
Cieszyć się tobą i cieszę się.
Promyczku, gwiazdeczko miła ma
Rozpraszasz czarne chmury podłości i zła.
Tak lubię, gdy świdruje mnie twój wzrok,
Niczym balsam ból koi twój dziecinny głos.
Kwiatuszku, piegusku, sensiku istnienia,
Twój beztroski śpiew rozbudza marzenia.
I wiem duszko, że czujesz to samo co ja
Nie powiem tego słowa, niech zostanie w nas.

PRZODEM DO

Byś zawsze w awangardzie była
Nie na tyłach…
Awers, czy rewers?
Abyś nie była nigdy piekłem,
A zawsze niebem…
Awers, czy rewers?
Zwiewna, jak motyl w tańcu,
Nie ciężki łańcuch…
Awers, czy rewers?
By znaczył każdy dzień progres,
Nie smutny regres
Awers, czy rewers?
Lecz nie bądź idiotą
Takim, jak ja…
Awers, czy rewers?
Gdy mówią zbastuj,
Bo nie masz szans…
Awers, czy rewers?
Daj sobie spokój i szukaj…
Prawd…
Awers, czy rewers?
Moneta zawsze dwie strony ma,
Z prawej i lewej…
Awers i rewers.
Czasami trzeba pokazać zad
Dupa to rewers…
Awers, czy rewers?
Bo może znajdziesz kogoś
Kto da całego siebie
Awers i rewers.

STUDNIA, ALBO DE(E)N.A.T URATY

Wybrać radość całego życia, utoczyć zeń pastylkę…
Wywar z tych dobrych dat, każdą cudowną chwilkę…
Uczynić eksperyment, aby cały ten smak
Był esencją słodyczy minionych trzydziestu trzech lat.
Więc warzę, mierzę i liczę, kalkuluję… I co?
Czy to może być prawdą? Może gdzieś powstał błąd?
Szale wagi taruję, ale taki jest fakt. On prowadzi do wrzenia,
Bo z ogromu mych lat odliczając z zapasem co odebrał mi sen…
Pozostało około stu dni i jakieś marne ćwierć.

PO PRZEJŚCIACH

Rozmiękcza mnie, kiedy twój głos
Zanika, łamie go szaleństwo trosk,
Gdy każde słowo przenika ból,
Spod powiek cieknie w kropelkach sól.
Tak pragnę wtedy tulić w ramionach,
Oddać energie, cudu dokonać,
Aby przywrócić zburzony ład,
U stóp twych złożyć calutki świat.
Chciałbym wygasić impulsy złe,
Aby to wszystko, co było mdłe
Stało się jasne, jak oczu twych blask,
Na twarzy by zakwitł uśmiechu kwiat.

BEZSENNOŚĆ

Ty niby Red bul dodajesz skrzydeł
Jaśniejesz łuną pośród straszydeł.
Ja nie śpię, by się nie lękać snów,
Które po zmroku, jak stada psów
Ostrzą kły swoje, aby mnie gryźć
Twoim obrazem, lecz razem z nim.
Nie dla mnie oczu blask i ten śmiech
I śpię, czy nie śpię i tak to wiem…
Więc wszystkie kłamstwa, mętne wywody
I przemilczenia to są przeszkody,
By spać, i aby nie lękać się snów,
By idąc do łóżka nie mówić: Kurwa, znów.

JASKÓŁKA

Znów przed sobą mam dwie drogi, po wypadku tylko bliznę,
Nie upadłem i wciąż żyję, nie wpłynąłem na mieliznę.
Jestem silny, choć na Bonda, ni Arnolda nie wyglądam.
Mam zapasy optymizmu wytrzymałość mam wielbłąda,
Z wnętrza radość wydobywam, a pokłady są bogate,
Znów pulsuję, i znów walczę, i z miłością, i ze światem.
Ruszam w taniec, żeby zgarnąć, to co zgarnąć się należy,
Bo podstawą egzystencji to nie padać duchem. Wierzyć,
Wierzyc, wierzyć, wierzyć…

WYGNANIE

W cudu potrzebie zrywam kajdany,
By nie poznany został poznany.
Aby przestała już boleć głowa,
Świat, aby wreszcie przestał wirować.
Czeluść ogromna, by się zamknęła,
By już nie było odosobnienia.
By czarne myśli zmieniły w białe.
Miłość nie stała tylko towarem.
By alkoholem już nie wygłuszać
Słów, które dzwonią w skrytości ucha.
By język nie był już skołowany.
By kwitła przyjaźń, a nie slogany
Cud jednak nastał, pękły kajdany,
Lecz znowu jestem sponiewierany.

MI (ŁOŚĆ I) TY

I tak mity się walą, ideały twardo spadają na twarz…
Niczym pisklę, które z gniazda wyrwał wiatr
Zanim się urodziło na dobre bez lęku zanika wśród liści
Umiera nie znając uczucia: miłości, radości, zawiści.
Pozostaje tylko po skórki szarości: nagi szkielet, biel kości,
Cień, pył chaosu myślenia, ból w niebycie istnienia (marności).

…BAŁO MI SIĘ

Zebrać się muszę,
Bo czas mą duszę
Zapędzić do galopu.
Wśród ciągłych lopów
Już nie być z boku,
Lecz w toku
Stać wydarzeń.
W krainie marzeń
Być rzadkim gościem,
Stąpać po moście
Swojego chcienia.
W kąt urojenia!
Walnąć obuchem
W szepty za uchem,
Wywabić plamy,
Z radości bramy
Zerwać łańcuchy.
Nabrać otuchy.
zatrzymać marę!
Przywrócić wiarę!
Przywrócić wiarę!
Przywrócić wiarę!

DEZORGANIZOWANIE

Znalazłem kogoś, kto mnie pociągnął – ot tak.
Szarpnął za rękę, wyrwał z letargu – to bez dwóch zdań.
Choć się nie mieści dziś w mojej głowie i snach,
Że w kilka minut można pokruszyć na drobny mak…
Syrop słodyczy wlać, zapomnienia o tym co złe…
Wprowadzić bezład, zdezorientować, wpiąć się, jak rzep.
Ja znów nie trafiam celu, rozpraszam, zamyślam się,
W uszach brzmi każde słowo, ta pewność siebie i śmiech…
Gdzieś w dali biją dzwony. Nie jestem głuchy na zew.
Coś się dzieje tak szybko, że nawet gna moja krew,
Myśl ginie gdzieś za zakrętem, lecz druga goni ją myśl,
I czekam na jeden sygnał łudząc się: Może dziś?