SPEŁNIONY

Wciąż o Tobie marzę, i wciąż mażę,
Bo dostarczasz tyle nie do starcia wrażeń.
I choć tak trudno na skinienie ręki
Opisać wszystkie Twe powaby, wdzięki,
Wciąż czuję pod palcami lekkość swoich snów.
Dotykam swoich marzeń, gdy jesteś tu.
I teraz to noc okrada mnie z dnia…
Kiedy jesteś nie śpię, bo nie czas by spać.
Przy Tobie, tak radosny stał się nagle świat.
Dziś przepijam noc kształtem Twej osoby
Wszystkie cienie, szarości, dołujące lobby…
Odpływają tak jakby nigdy ich nie było.
I trzymam Cię w ramionach. Jest dobrze. Jest miło.

JEDNAK PEWNY

Błagam połknij czasu te połacie pustostanów,
Daj sens znaleźć, wyjście z tego bałaganu.
Bym mógł dostać jeszcze tą ostatnią szansę…
Czemu szczęście znów przecieka mi przez palce?
Czemu z wiekiem coraz trudniej się barować
Z tym co mieści, o czym myśli moja głowa?
Czemu słońce nie przebija się przez pancerz?
Czemu ciągle muszę udział brać w tej walce?
Czemu wiosny każdą muszę kraść minutę?
Czemu wciąż mnie depczesz twardym butem?
Czemu ciągle muszę czekać, czekać, czekać?
Jest tak trudno, lecz nie będę już narzekać,
Że koszmarnie wolno wloką się godziny.
Wytrzymam, bo warto… dla tej dziewczyny.

ETERYCZNY

Wierszem każda jest literka,
Która w jasność oczu zerka,
I odbija się znów echem,
Tych radosnych ust uśmiechem.
Wtedy wiem, że warto pisać,
Dla wyrazu twego lica.
Wierszem każda jest literka,
Która w oczu błękit zerka,
I rozpala w sercu ogień,
Bym mógł głębiej gościć w tobie.
Tak powstaje wierszyk nowy,
Ku radości twej osoby.

BUDDA (PRZEBUDZONY I)

Nie chcę myśleć o przyszłości, gdy mam dziś.
Dziś nie lękam się nicości, gdy mam sny.
A ze snów mam taki dyżurny sen o snach,
Kiedy zamykam oczy, ciemność spowalnia czas.
W letarg zanurza się moje ciało. Nic nie muszę.
W ten czas nasze głowy, nasze serca, nasze dusze
Budują ponad przestrzenią ulotny most marzenie.
Jesteśmy razem, ty masz mnie, a ja mam ciebie.
Nasze ciała lgną do siebie wzruszeń pełne,
Pocałunki tak namiętne, nieśmiertelne…
To sen o błękitnym raju, lecz ten raj…
Na jawie bardziej jest boski niż we snach.

ZNÓW BUDDA (PRZEBUDZONY II)

W podnieceniu, tak wygląda w strzępach noc
Gdy urwiemy się do naszych zmysłów, żądz.
Tęskne myśli ponad przestrzeń wznoszą most
I biegniemy przyspieszając jeszcze krok.
Byle szybciej, byle mieć się więcej, więcej.
Wciąż za mało. Już trzymamy się za ręce.
Nagie ciała spotykają się w pół drogi,
Chłoną oczy tak spragnione – spokój błogi…
Znów latamy, poprzez tęcze barw na szczyty.
Nasza noc! Nasz czas! Z trudem zdobyty…

ZAKRĘCONY (JAK CHIŃSKI TERMOSIK)

Widzę siebie w twoich oczach – to mnie kręci!
Ten ocean zmysłowości, niepamięci,
O szarościach – tak bezwzględnych codzienności.
Ja na zawsze w twoich oczach pragnę gościć.

KROPLA (NY)

Śniłaś mi się. Co za sen…
W kroplach deszczu czuły szept…
Śniłeś mi się. – Czuły szept
W rannym słońcu – to nie sen!

(TĘSKNOT) PEŁNY

To co czytasz…. tak wygląda noc w pogoni,
Gdy marzenie senne moje twoje goni.
Kiedy słowo – nawet niewypowiedziane
Wielki w głowie powodując zamęt,
Będąc myślą, która każda w jedną stronę…
Lewituje, a właściwie leci dronem.
Do sytuacji co się stała rzeczywistą.
Do dzwoneczka który dzwoni: No a przyszłość?
Do uśmiechów, wymian spojrzeń, muśnięć dłoni,
I do pieszczot, których nikt nam nie zabroni.
Wciąż pamiętam te godziny, namiętności,
Jak sekundy od ciemności do szarości,
Przez kolory w mojej głowie… do spełnienia,
I powroty w stan letargu, stan zwątpienia.
Poprzez drogi rozświetlane aż do pełni
I do wiary, że ty jesteś sen się spełnił.
Do czekania na godziny miłowania,
Na okruszki od pisania, do czytania.
Do samotnych, gdy brak ciebie zimnych nocy,
Po rozkosze tak nieziemskie – Ich niedosyt.

POWIETRZNY

Dziwne rzeczy chodzą nocą po mej głowie.
Patrzę w gwiazdy, księżyc, a myślę o tobie.
Kiedy marznę blask twój ciepło znów przywraca.
Choć czasami moralnego, ogromnego miewam kaca.
To nie oddałbym z tych chwil ani minuty.
Nie jest lekko, gdy cię nie ma chodzę struty.
Lecz wystarczy mi spojrzenie i uśmieszek…
Tak cię kocham, pragnę, wielbię. Czy ja grzeszę?
Znów powracam każdą myślą i wspomnieniem.
Nie ma smutku, nic już się nie kładzie cieniem.

(Z LOSEM) NIE POGODZONY

Och, chociaż z nieba musnąć cię wzrokiem,
Błękitnym szczęścia stać się obłokiem,
Który z gór spłynie strugą powodzi,
By zgrabne ciałko twe lekko chłodzić.
Pieścić, kroplami docierać wszędzie,
Wpłynąć wilgotnie, gdzie nikt nie wejdzie…
Sunąć po plecach… w dół … tam zagościć.
Moja jedyna – nie chcę już pościć…
Och, móc przenikać przez czarne chmury,
Szarości życia rozbijać mury.
Tęczą być barwną, po każdej burzy,
Kolorów sprawnie paletą służyć,
I sny malować na wonnej łące…
– Wszystkie odcienie, kwiaty pachnące,
Jasności twojej dodać blask słońca…
Moja jedyna, piękna, gorąca…
Och, móc być słońcem, i radość nosić,
Uśmiechów cały przytargać koszyk.
Serce ogrzewać w poranka chłodzie.
Ciepełkiem nowy dać szczęścia bodziec.
Nawtykać piegów w śmiejącą buzię,
– To jest cudowne, bardzo to lubię…
Smyrać promykiem, po piersi szczycie…
Moja jedyna – mieć takie życie…
Och, móc być wiatrem, do ucha nieść ci
Najcudowniejsze miłosne pieśni.
Podmuchać chłodem, kiedyś w rozpaczy,
Bo ogniem złości ktoś cię uraczył.
Lizać za uchem wichru szczebiotem,
Potem po szyi, a zaraz potem…
Zmysły pobudzać oddechu siłą…
Moja jedyna – byłoby miło…