Rozplątuję język z kłamstw na cud czeka moje ciało,
Choć mam niezbyt wiele szans duszy raju by się chciało.
W snach dwie głowy mam, dwa serca i marzeniem ciągle żyję.
W snach bo z lustra zerka rano mój żałosny smutny ryjek.
NA RZECZONY
Grudzień, więc idzie, jak po grudzie najgorszy miesiąc w całym roku.
Gdzieś uleciały małe radości, królują nerwy, rządzi niepokój.
W pustce zgubiłem sens istnienia – niestety pisać wciąż potrafię.
Boli, że umiem przewidzieć przyszłość to, że zostaną fotografie..
Potrafię też dość trzeźwo myśleć, co w mej sytuacji nie jest zaletą,
I wpadam w czeluść piekielną czeluść, myślę, czy będę z moją kobietą.
Znów słyszę terkot błędnego koła, wiruje wszystko w mojej głowie.
Nowych przybyło mi doświadczeń i prawie każdą znam odpowiedź.
Wiem, że żył będę bardzo krótko, ale to jakoś nie przeraża.
To nic, że pierwsze bardzo krótko mocno się wiąże z furtą cmentarza.
Lecz jeśli stracę swoją wiarę, cóż będzie warte takie życie?
Bez mej miłości jestem niczym i bycie bez niej równa się gnicie.
Jest jeszcze drugie bardzo krótko i o tym wciąż namiętnie marzę…
To drugie bardzo, bardzo krótko, to nasze pomarszczone twarze.
Wspólne herbatki, i spacery, wspólne radości, nawet wnuki,
Tak, jak dziś wspólne nasze myśli, ciała i naszych serc odruchy
Bo z nią czas pędzi jak szalony jeśli nas złączy przeznaczenie
Starość nadejdzie, jak błyskawica, szczęście, przetoczy nieistnienie
BY NARODZIĆ SIĘ NA NOWO
Wiara znów tyłem się odwraca
Strzela niemocą jak świetlna raca
Prawda przeraża beznadzieją
Z tej pani wokół wciąż się śmieją
Drżenie uwalnia się jak kropla
Na topniejących wolno soplach
Świnia znów chrząka zbyt nachalnie
Podcięte żyły w wody wannie
Na łeb na szyję walą się stopnie
Życie ucieka bezpowrotnie
WYNIESIONY ZBYT WYSOKO (BY WRACAĆ)
Dziwne, tak wokół pełno jest Ciebie.
Pisząc o tobie piszę o niebie.
Pisząc o niebie, jego błękicie
Myślę by z Tobą spędzić swe życie.
Gdy widzę księżyc w pełni na niebie,
Pragnę mieć pełnie, mieć pełnie Cebie.
Gdy gwiazda spada po nieboskłonie
Szepczę życzenie: Daj mi swe dłonie.
Właściwie rękę, o rękę proszę…
Wcale nie kwiatów, lecz ciągle kosze
Pełne odmowy muszę wynosić.
Ja się nie poddam, wciąż będę prosić.
Niech ton miłosny nie traci mocy.
Chcę mieć cię miła, mieć każdej nocy.
Miedź, raczej złoto – nie, nie ma ceny.
Na innych kobiet afekty niemy.
Już jestem ślepy, nie widzę wcale…
Patrzyłem w słońce, więc mam za karę.
Tak mnie olśniłaś swoją urodą,
Że ani prądem, ogniem, ni wodą
Mnie nie przepędzisz ze swego życia.
Kocham i nie mam nic do ukrycia.
Dziwne, tak wokół pełno jest ciebie.
Pisząc o Tobie, piszę o niebie.
Pisząc o niebie, jego błękicie
Patrzę, jak stróżką umyka życie.
BŁYSK
Chcę spijać słowa ze słodkich ust, uśmiech malować na twym licu.
Chcę co noc tulić cię do snu i sens nadawać życiu.
Całego siebie pragnę dać na czas, który mi został,
Ja będę czekał i miłował. Wiem, że zadaniu sprostam.
Chcę dawać spokój chmurnym myślom, kiedy w chaosie głowa
I chcę mieć zawsze czas dla Ciebie, by czule cię całować.
WALCZAK MIŁOSZ
Nie bój się. Schwyć moją dłoń.
Pruj powietrze świstem skrzydeł;
Pokonamy czarną toń,
Czas niemocy, mar, straszydeł.
Mrok nie musi trwać bez końca.
Uwierz, że istnieje stan,
W którym możesz wyjść do słońca
I beztrosko ruszyć w tan.
Tam motyle lekko, z wdziękiem,
W pląsach rozpalonych ciał…
Amor strzały cichym dźwiękiem
Niebo całe posłał nam.
Polne kwiaty, ptasie trele,
Wreszcie okiełznany czas.
Mamy siebie, mamy zieleń
z naszych uczuć rośnie las.
Odważ się oderwać stopy,
Szansę sobie i mnie daj.
Śmiało wejdź na prawdy tropy,
Czeka na nas szczęście – raj.
DROBINKA DO NIEBA
Dziękuję, że mnie słuchasz ze skupieniem.
Dziękuję, że się dzielisz dobrym słowem.
Dziękuję, że rozmawiasz z mym sumieniem.
Dziękuję, że na ciebie liczyć mogę.
Dziękuję, że potrafisz mi przebaczać.
Dziękuję, że uśmiechem czynisz cuda.
Dziękuję, że nie muszę już rozpaczać.
Dziękuję, że nie grozi z tobą nuda.
Dziękuje, za przebytą wspólnie drogę.
Dziękuję, za serce które dla mnie bije.
Dziękuję, za słoneczną wciąż pogodę.
Dziękuję, że w ramionach twoich żyję.
Dziękuję, że poznaje siebie będąc z tobą.
Dziękuję, że poznaję ciebie w środku siebie.
Dziękuję, że rozkwitam twą osobą.
Dziękuję, że wiem, wreszcie jak jest w niebie.
MOJE MODŁY
Moja religia miła to Ty.
Do Ciebie modlę się co świt:
O promyk szczęścia, uśmiechu blask,
O błękit oczu, i jasną twarz,
O wilgoć ust, i śmiechu łzy,
O czułe słowo i… więcej nic.
Moja religia miła to ty
Pacierzy szept wypełnia dni:
O twego wnętrza cudowną toń,
Czasu spełnienie, drobniutką dłoń,
I bym nie musiał tylko śnić
O twej bliskości… już więcej nic.
Moja religia miła to Ty,
A wiara w Ciebie pozwala żyć.
KOCIE ŁAPY
Krew krąży, ale po cóż do mózgu myśl dociera?
Wpadam w bagno i grzęznę po uszy w samych zerach.
Tak lekko żyć bezmyślnie nie patrząc w pysk przyszłości,
Więc czemu moja głowa za jutrem wszczyna pościg?
Jeszcze to przemijanie, które tak mnie przeraża…
Myśl, że sam pozostanę na zgliszczach… marny strażak.
Że pustka będzie zionąć, wyłazić z każdej dziury.
Nadzieja mnie opuści, jak statek myszy, szczury.
Naiwność w każdym kroku szyderczo wyśmiewana,
I na nic serce, dusza, ja ciągle na kolanach…
Nad grobem jedną myślą, drugą się brzytwy chwytam,
Choć dobrze znam odpowiedź wciąż czekam, pytam, pytam…
PANCERNY
Zakładam pancerz – możecie bić.
Przetrzymam pustkę i każdy wir.
Zakładam maskę – by zakryć łzy.
Przetrzymam każde świństwo i syf.
Nalewam wódkę – by złapać luz.
Przetrzymam potok zbytecznych słów.
Zdejmuję spodnie – by oddać kał.
Gówno zrobiłem i gówno mam.