NIE UMIECIE

Dobijcie, ja już nie chcę!
Przynieście ze dwa wieńce.
Weźcie też czekoladę,
Do trumny sobie wsadzę.
Nie nieście, weźcie wózek.
Ciężki był ze mnie ludek.
Z uśmiechem mnie zasypcie.
Nie beczcie, tego nie chcę.
Nie grajcie. Nie umiecie
Grać, jak się grywa w piekle.

KOLORY

Kiedyś biel była bielą,
A czernią czerń.
Dobro było dobrem,
Zło zawsze złem.
Dziś nawet dzień
Nie zawsze jest dniem.
Sen jest koszmarem,
Zamiast być snem.
Śmiech bywa gorzki,
A słodki ból.
Śmierć wybawieniem
A życie? – Smród.

KILKA PRAKTYCZNYCH PORAD… (DLA SAMOBÓJCÓW)

– Gdy brak ci motywacji i nic nie cieszy cię,
To kup solidny sznur i idź powiesić się. ;(
– Lecz najpierw sprawdź dokładnie, by gałąź była gruba,
Bo zamiast się powiesić, możesz się uczyć fruwać. 🙂
– Lub weź wielkiego kolta, kulę do bębna włóż,
A potem graj w ruletkę, aż się rozlegnie huk. ;(
– Lecz, gdy masz słabe nerwy, zabawa to niezdrowa,
Bo wydasz górę forsy, na swego kardiologa. 🙂
– Są też inne sposoby, by w lepszym świecie być.
Można dać sobie w żyłę, albo w trupa się spić. ;(
– Ale to spicie w trupa, też może się nie udać,
A wtedy strasznie suszy w gardle i bardzo boli głowa. 🙂
– Można też muchomorów nazrywać całe krocie… ;(
– Lecz nie spieprz ich za mocno. Niesmaczne są zbyt ostre. 🙂
– Albo wziąć garść pigułek pewnej bezsennej nocy…
położyć się i nie wstać… ;(
– Lub wstać i rzygać w nocy. 🙂
– Lub rzucić się pod pociąg… 🙁
– Choć to niełatwa sprawa.
Chyba, że rozkład jazdy masz już od kolejarza.
A tak w ogóle życie, choć dziwne płata psoty,
To nie jest tego warte, by się tak głupio skończyć.

CZAS

Minuty rodzą godziny
Godziny rodzą dni
Dni rodzą lata
Lata płyną, zabijając życie

ŻYCIE

Jednostajny rytm – życie.
Ideałów wyblakły cień – życie.
Kilka dróg na skrót – życie.
Zamknięty myśli krąg – życie.
Równy każdy dzień – życie.
Zapomniane prawdy – życie.
Pogoń za mamoną – życie.
Złudne słowo wolność – życie.
Niespełniona miłość – życie.
Przeraźliwa starość – życie.
Setka wódki na noc – życie.
Stada sępów stoją w życie.
Czas ponaglający – życie.
Radio nadające koncert życzeń.
I po śmierci wstań po nowe życie.
Życie.

KTO?

W czarcim młynie w Anilinie,
Czarny anioł z czarcim synem
W czarnego Piotrusia rżnie,
Który z nich ma rządzić światem.
Ostro grają, noc i dzień.
Zło, czy dobro zatriumfuje?
Szala wagi waha się.
Ręka, karta, stół i znów…
Bez agresji, zbędnych słów.
Równo, pewnie, tak od lat,
Przypadek i ślepy traf.
My w rozgrywce, asy, blotki,
Czasem gorzcy, czasem słodcy
Pionki w grze demonów tych,
Raz, dwa, trzy, wypadasz z gry.

ZŁUDA

Kolejny raz próbuję komuś zaufać, uwierzyć.
Nie wiem, czemu, wśród zakłutych łbów pancerzy,
Szukam kwiatu, który wyrwie mnie z otchłani,
Da nadzieję, na radość, przyjaźń i nie zrani.
Nie opluje, wyciągniętej szczerze dłoni,
Nie wyszydzi, nie wyprze się, ból ukoi.

JEST DOBRZE

Są tematy tabu, słowa, których nie ma,
Myśli, które odsuwam, chwiejąca się ziemia.
Coraz trudniej odnaleźć chęć do mówienia,
Coraz bledsza, cieńsza nić porozumienia
Napięta dziś niemiłosiernie, tak, aż strach.
Samokontrola. Czy tak? Tak musi być?
Gryzę się w język. Dobrze jest żyć!

PO CO I KOMU?

Był dzień, który rzucił na ziemię.
Był dzień, który zabił nadzieję.
Był dzień, który pozbawił złudzeń.
Był dzień, który uwolnił z marzeń.
Był dzień, który musiał przyjść,
Nawet nie szary – czarny.
Był dzień, że małe zło makabry.
Był dzień, jak węgiel brudny, zimny.
Był dzień, jak noc w środku zimy.
Ostudził rozpaloną głowę,
A większość słów pozbawił znaczeń.
Pokazał mi, że nic nie znaczę.
Że mało miejsca na tym świecie,
A puzzle życia ktoś poplątał,
Wisi nade mną jakaś klątwa.
Ból wciąż istnieje, ty już wiesz co…
Jest zło za dobro i zło, za zło.
Życie to pusta wegetacja.
Życie, nie warta sensu praca.
Pieniądz, bo tylko on się liczy.
Miłość to slogan, który milczy.
Ja ściany płaczu nie pokonam.
Me życie – wyboista droga.
Wszystko to razem gówno warte.
Środa. Jaki będzie czwartek?
(I kurwa po co?)

PRZEPRASZAM

Przepraszam, że żyję wśród was.
Przepraszam, że wtrącam się do waszych spraw.
Przepraszam, że ośmielam się coś czuć.
Przepraszam, że używam wulgarnych słów.
Przepraszam, że budzę się co świt.
Przepraszam, że psuję wam tyle krwi.
Przepraszam, że ciągnę wóz, jak wół.
Przepraszam, że mieszam was do moich snów.
Przepraszam, że zamykasz mi przed nosem drzwi.
Przepraszam, że wciąż ze mnie drwisz.
Przepraszam, że boli mnie ząb.
Przepraszam, za każdy mój błąd.
Przepraszam, że chcę czegoś chcieć.
Przepraszam, że nie mogę znieść…
Że wieszacie na mnie ciągle psy,
Zrzucacie swą złość na mój krzyż.

Jestem błaznem, który dusi swe smutki wciąż.
Jestem błaznem, lecz ja też mam dość.
Jestem, jak wiatr, który nie ma gdzie wiać.
Jestem, jak ptak, któremu skrzydeł brak.
Jestem, jak zając, pieczony w pasztecie,
Lecz nie jestem sobą, choć kimś jestem przecież?