Coś wymyka się z rąk, powodzenie rzuca cieniem,
Mego mózgu wciąż trwa rojne oblężenie.
Myśli nie dają spać, a czekanie udręczeniem
W głowie obraz jej wprawia ciało w drżenie.
Znów ktoś próbuje chwycić w sieć, mieć znaczenie…
Kiedy patrzę w tamte oczy, wraca wiara i skupienie.
I ten punkt dziś tak odległy z horyzontem przesuwany,
Że poraża myśl szalona: Czy wolność to są kajdany?
ZADRY I ZADZIORY
Żyję w swoim małym świecie i nie pragnę go rozszerzać.
Niepokorne ze mnie dziecię. Umiem kąsać, oraz wierzgać.
Drążę temat jeśli pragnę o czymś mocno się przekonać,
I nie łatwo się mnie nagnie, chociaż łatwo mną sterować.
Dobrym słowem zdziałasz wiele, tylko nie mów mi, że muszę.
Jestem wiernym przyjacielem, tu potrafię oddać dusze.
Żem nieskromny? To nie prawda. Znać swą wartość nie jest grzechem.
Choć w mym sercu siedzi zadra, często bucham gromkim śmiechem.
Że złośliwiec ze mnie wielki? Tej przywarze nie zaprzeczę.
Umiem też pokazać rogi. Czasem coś bez ładu klecę.
Jak już kocham – całym sobą, od pięt, aż po czubek głowy,
Gdy to robię, choć tak rzadko bywam bardzo wywrotowy.
I choć nie wiem czemu dzisiaj jeszcze bardziej się obnażam,
I czy mego życia misja nie wymaga rąk lekarza.
Ciągle wierzę w ideały, które większość z was olała.
Będę twardy, jak ze skały i nie pęknę. Taka wała!
MOJE BOJE
Boję się, boję spóźnić.
Boję się, boję łudzić.
Boję się, boję wierzyć.
Boję się, boję zbudzić.
Boję się, boję marzyć.
Boję się, boję zburzyć.
Boję się, boję przeżyć.
Boję się, boję ulec.
Boję się, boję jutra.
Boję się, boję tezy.
Boję się, boję boja.
Boję się odpowiedzi.
Boję się, że czas minął.
Boję się, że odejdzie.
Boję się, że nie zdążę.
Boję się, że nie będę.
Boję się, że zwariuję.
Boję się, że uleci.
Boję się, że za późno.
Boję się odpowiedzi.
MŻAWKI I MŻONKI
Chciałbym ci mówić dobranoc każdego wieczoru,
I z dzieciakami siadać do wspólnego stołu.
Długi spacer brzegiem morza mi się marzy,
Tak, jak wtedy, po bałtyckiej mokrej plaży.
Zawsze być przy tobie na każde skinienie,
Łzy ocierać, tamować niechciane wspomnienie.
Cieszyć się dobrym słowem, tym samym odpłacać,
Móc cię tulić w ramionach i do ciebie wracać.
I choć wiem, to co piszę, raczej nierealne,
Ale życie bez marzeń bywa tak banalne…
No bo, gdy nie za bardzo jest do kogo wracać,
Ani nawet przytulić, sensu nie ma praca,
Morze jest tak odległe, jak finanse małe,
A słowa zimne, gdy wpadam w kolejną kabałę,
Gdy mój telefon milczy, twój nie odpowiada,
To siadam w swym fotelu i tak sobie gadam:
Chciałbym ci mówić dobranoc każdego wieczoru,
I z dzieciakami siadać do wspólnego stołu.
Długi spacer brzegiem morza mi się marzy,
Tak, jak wtedy, po bałtyckiej, mokrej plaży…
(J)EDEN (DZIEŃ)
Widzisz, jestem tam, gdzie nie widział mnie nikt.
Spójrz wyżej, gdzie świata jasny błyska szczyt…
To ja. Niczym mały okruszek wydaję się z ziemi,
A ludzie i ich problemy, tacy nieważni, niemi…
Beztroski wśród obłoków słodkiej unoszę się mgły.
dziękuję ci Dorotko…, że mogę tu dziś być.
KACZUSZKA
Wiem, że mogę cię pieścić tylko swoimi oczami.
Zza pancernej szyby mgliste lizać ściany.
A ludzie i ich problemy, tacy nieważni, niemi…
Kocham kwiaty twych ust spływające do poduchy
I śnić mogę, że współgrają nasze ruchy…
Wiatr kołysze, wprowadzając powiew świeży,
Ale rankiem już brakuje sił, by w cuda wierzyć.
DÓL BUSZY
Z pośród grona wielbicieli jeden z kiści,
Który dotąd krył się wśród zieleni liści
I z tęsknotom przeogromną okiem zerkał
Mrucząc wciąż pod nosem: Rany, jaka piękna.
Niedojrzały w smaku, cierpki, gdy brak słonka,
Lecz w promieniach się rozwija tak, jak stonka.
Dużo! Mocno! Łyk powietrza! Co dzień niebo bliżej!
Plącze pnącza, już u stóp się wije, teraz wyżej!
Wyżej! Jeszcze wyżej! Jeszcze wyżej! Latam!
Nie opuszczaj! Chcę być z tobą już do końca…
Do koniuszka, tego dziś dobrego świata!
SIEDEMNASTY
Jestem tak szczęśliwy, że nie chce mi się pisać,
I sam sobie mówię: Ty leniu! Do licha!
Podziel się swą radością. Głoś ją w cały świat,
Bo nie często się zdarza, że chcesz wstrzymać czas.
Kiedy na usta się nie cisną żadne słowa złe,
Serce miłość przepełnia, wyparował gniew.
Kiedy wreszcie się mogę tym wszystkim podzielić,
Gdy zamknęły się czarne wrota beznadziei
Mam okazję stworzyć coś pozytywnego,
Lecz, gdy mogę być z tobą, nie chcę robić tego.
Bo siedzieć i pisać wiersz optymistyczny,
Gdy mogę się cieszyć twym głosem lirycznym…
Szkoda dziś na to czasu, gdy jestem szczęśliwy,
I konsumować mogę twoich kształtów dziwy,
I to, co będzie jutro, nawet za dni kilka,
Nie ważne, gdy tak szczęśliwa każda z tobą chwilka
Ty to sprawiasz Dorotko! Ty, i tylko ty!
Że nie chce mi się pisać, lecz tak chce się żyć.
PO STRONIE LEWEJ
Był orędownikiem, wojownikiem wielkiej sprawy.
Stał się nikim. Niewolnikiem, sługą jej zabawy.
Wierzył, ufał, co dzień słał sygnały nowe.
Został świrem, choć psychiatra mu naprawiał głowę.
Nie pomagał alkoholu jeden, drugi kocioł,
Kiedy uczuć z wielkim hukiem pękł rurociąg.
Nic nie dawał gin z tonicem ni łojenie,
Przed oczami wciąż miał tylko jedno przedstawienie.
Żadne dragi, inne drogi, hasz, ni gandzia…
Wykoleił się i tak, jak żółw „nie nadanżał”
Z czasem nowych wyzwań bał się coraz więcej,
Wtedy mózg oszalał, stały świeczki, trzęsły ręce,
Że wyssałem tę historie z palca? Tak myślicie?
To nie bajka, takie teksty pisze samo życie.
OBŁOKI
Znam każdy twój ruch, gest, spojrzenie,
I znajomość ta potęguje wciąż wrażenie,
Że jesteś tu obok, a ja tam, wśród gwiazd,
Że ty tutaj blisko, ja obok, jak ptak…
Lecz kiedy przekraczam granicę mych snów
Kolejny raz w dół spadam, bo cię nie ma tu.