Pieniędzy ciągle jest mi brak
A ginu gorycz zabija czas
Dręczącą myśl że kiepsko jest
Że koniec coraz bliższy dno
I coraz głośniej bije dzwon
A każda myśl rozpływa się
Lecz narkotyczny obraz jej
Nawet przez alkoholu mgłę
Przebija się jak nóż przez puch
I wiem że nie pomoże nic
Ja ciągle pragnę obok być
I walczył będę póki duch
Dopóki nie opuści mnie
Nadziei z ostatnim zębem kęs
A w żyłach ciepła dudni krew
By patrzeć w oczy tak jak pies
Usuwać smutki dawać cień
Nadstawiać kark gdy czyha wróg
I choć kolejny zada cios
Nie bacząc na mój goły tors
Na to że słowo rani też
Okruchy wspomnień zlepię znów
Bym nabrał sił i bym mógł znów
Cieszyć się nawet deszczowym dniem
Poskładam w pozytywną chęć
Nawet to co morduje mnie
Tak bardzo pragnę chcę być jej
DRESZCZE (ZAMIAST ŁEZ)
Tu nawet deszcz płacze w pustym sadzie,
Wiatr wyje, szlocha w mojej sprawie.
Sunąca z lekka mgła się upomina,
Czasu każda niemrawo płynąca godzina,
Radość opóźniona, jak zwykle co roku,
Udawany codzienny, tak grobowy spokój.
A że trudno w rozgardiaszu odkryć o co,
Powiem prosto: by nie kończyć, by rozpocząć!
K.O.(LOS).
Dziś zrozumiałem, jak jestem ważny
Dziś wystarczyło słowo, by gwiazdy
Hukiem zwaliły się na mój czerep.
Wiem, że nic nie wiem, A co jest z niebem?
Znów nieuchwytne jest, nierealne,
Mój rozum tego już nie ogarnie.
I znów pompuję i głowę cisnę,
Aby zapomnieć. O kurwa! Nie myśleć!
Aby się wreszcie umieć przebudzić,
Wrócić do życia. Wrócić do ludzi.
Przerwać szaleństwa pęta ogromne
I przestać myśleć, umieć zapomnieć.
Bez alkoholu, innych używek,
Nie dać się kopać, dotrzeć do żywych.
I znów pompuję i głowę cisnę;
Chcę się obudzić! Chcę trzeźwo myśleć!
Bo zrozumiałem dzisiaj, że jestem:
Meteorytem, przelotnym deszczem,
Żywą zabawką, śmiesznym pajacem,
Ruszam ochoczo, gdy kiwnie palcem.
I znów pompuję i głowę cisnę,
Żeby zapomnieć, żeby nie myśleć.
Gdy każda data jest wymazana,
Mówię dwa zdania, słyszy trzy zdania,
Gdy oczekiwań jest cały worek,
Gdy do dawania zatkany korek,
Ja znów pompuję i głowę cisnę…
Choć bardzo kocham, nie będę myśleć.
Kolejny raz wygra z rozumem
Miłość szalona. – Nic nie rozumiem!
Choć tak się staram i głowę cisnę
Nie mogę zasnąć, znów o niej myślę.
PORAŻKA
Nie mam korzeni! Wiatr wciąż mnie pcha,
W dal wciąż pcha. Czy złapie mnie ptak?
Czy trafię na beton, czy na żyzny grunt?
Czy się chwycę gleby, czy pożre mnie wół?
Czy wyrośnie ze mnie piękny, złoty kwiat?
Co by się nie stało, będę wiecznie trwać.
Zawsze są dwa wyjścia, los rządzi, jak chce:
Raz kwiatem, raz łajnem, raz łzy, a raz śmiech.
HUŚTAWA
Oczami, uśmiechem, każdym miłym słowem
Rozpalasz serce i budzisz nadzieje znów nowe,
Po czym trąba wietrzna ogarek dogasza
Beznamiętnym tekstem: Nie dla psa kiełbasa.
Nie huśtaj! Zaprzestań, bo dostaję mdłości!
Raz w górę, raz w dół, ze smutku w radości.
Nie kołuj! Już dłużej wytrzymać nie mogę,
Różowe okulary spadły na podłogę.
Już w czarnej czeluści zanurzona głowa.
Tak było wczoraj, a jutro? To samo od nowa…
Oczami, uśmiechem, każdym miłym słowem
Rozpalasz serce i budzisz nadzieje tak nowe,
Po czym podmuch wiatru ogarek wygasza
Jednym krótkim zdaniem: Nie dla psa kiełbasa.
Nie huśtaj! Zaprzestań, bo dostaję torsji!
Znów w górę, znów w dół od smutku w radości.
Już nie kręć! Me serce wytrzymać nie może
Różowe okulary w proszku na podłodze
I w czarne czeluście zanurzona głowa…
Tak było wczoraj, a jutro? To samo od nowa.
Oczami, uśmiechem…
DRAMAT
Kolaborując ze swoim sercem nie szukam zmian,
Choć rozum stara się tłumaczyć, że umrę z ran
Jestem naiwny i w swej miłości ja ciągle trwam.
A że czasami trzyma mnie tylko nadziei kilka gram
Znów walczę, znów się tłukę, jak w narkotycznym śnie,
Na skroniach zlanych potem czuję dłonie twe, usta twe.
Wystawiam, ostrze wzrok, nastawiam nieprzytomny słuch.
Czy to twój krok słyszę, twój głos? Zły duch!
Czy będę meteorytem, gwiazdą jednego sezonu?
Popatrz, ja kocham i ciągle płonę, płonę, płonę…
Czy się wypalę na popiół? Czy taki będzie koniec?
SZAŁ
Bardzo powoli przyzwyczajam się nie słyszeć,
Próbuję odnaleźć siebie w nastałej ciszy.
Tak chciałbym nie odróżniać dobra od zła
I liczę do dziesięciu, by nie wpaść a szał.
Znów tłukę kilometry, znów w kosza gram,
By jeszcze móc oddychać, nie wypaść z ram.
Już zapomniany gin z tonikiem, oraz wóda
Bez niej pusto, bez niej szaro, nuda, nuda…
Swe marzenia mam zamknięte w starej szafie,
Gdy się budzę wmawiam sobie, że potrafię,
Że rozkocham, jak ja kocham, do szaleństwa,
A tymczasem patrzę w oczy jej na zdjęciach.
Jeszcze wierzę.- Ponoć wiara czyni cuda
– że zwyciężę, wciąż w to wierzę, że się uda.
35
Kontury rozmazują się, rozpływają,
Prawdy blednąc: naprężają, wyginają,
Pokazując zafajdany, goły zad.
Burząc spokój i młodzieńczy niszcząc ład
Już bezduszni, jakby starsi i mądrzejsi,
Jednak smutni, przygarbieni, trochę ciężsi
Od doświadczeń nawarstwianych poprzez los,
Który daje kolejnego pstryczka w nos
Udajemy, że już nic nas nie zadziwi,
Że my, to my. Nie zwierzęta, lecz myśliwi.
Dziś kolorów tak przyblakłych nie widzimy,
Choć wstydzimy się, udajemy i szydzimy,
I szydzimy z tej młodzieży, co nastała,
Bo już wiemy: Jutro będzie taka sama.
O (!) BŁĘDY ?
Nie chcę pisać, że cię kocham! Słowa cisną się pod palce,
I znów leją się na papier, choć po heroicznej walce
Ja przegrany piszę: Kocham! Kocham choć tak bardzo boli.
Dziwnie jakoś na mnie patrzysz. Proszę śmiej się depcz do woli.
Ja cię kocham do szaleństwa! Kocham zawsze! Kocham wszędzie!
I choć wiem : To nie ma sensu. Cierpiąc trwam w swoim obłędzie.
GROBOWY?
Ziarnko po ziarnku przelatuje czas w klepsydrze
Dosyć walki nie chcę łba odcinać dziś kolejnej hydrze
Chciałbym czuć, kiedy położy dłoń zimną na rozpalonym czole
Chcę być świadom że te wszystkie losu dole i niedole
Były warte życia które z sykiem się jak knot dopala
Na opuszkach palców drętwych wagi się przechyla szala
Zdartym głosem od modlitwy bezustannej nie słuchanej
Ze sakramentalnym niezbyt dumnie brzmiącym w trumnie cichym amen
Z prochu wstałeś i jak wstałeś tak się w proch obrócisz
Chcę spróbować być człowieczy bardziej ludzki nie mieć duszy