METEORYT (ŻYCZENIE – MISSION IMPOSSIBLE)

A serce znów wali, niczym w ta rabany,
Egzekucja odroczona, śmierć za rogiem ściany.
Opaska zdjęta nie przesłania wzroku,
Jednak w oczach ciemność oplata niepokój,
Drżące nogi ciężko wpadają w otchłanie,
Kłopoty z mową, także z oddychaniem,
Nie słychać kanonady i taczankę odciągają,
A fujarki świszczą, swoje równo grają…
Amor się uśmiecha, zrobił nowy kawał
Zatrutą puścił strzałę i miłość nią zadał.
Tylko ogień bucha w niebo, znów przygasa,
Po kiełbasce został lekko-kwaśny zapach,
Mrok panuje wokół, a po łąkach rosa pląsa,
Twoja buzia uśmiechnięta, cała w pąsach.
Ty wtulona w moje ramie… Dusza hasa,
Penetruje inne strony, w innych czasach.
Senne oczki przymykają się nieśmiało,
A ja czas próbuję wstrzymać, wstrzymać rano…
Nie potrafię, chociaż walczę całym sobą.
Nie potrafię, ciągle jestem, ale tylko obok.
Nagle gwiazdka z nieba spada niespodzianie
Pomyślałem o… Czy ona (gwiazdka) spełni to zadanie?

PRZEKŁAD

Muszę zamknąć usta, serce i to robię,
By cię zdobyć świat ustawiam dziś na głowie.
Będziesz moja, chociaż ci się nie wydaje,
To co mówię traktujesz, jak wersy z bajek,
Że Don Kichot – mówisz, albo: Nawiedzony.
A ja jeżdżę dwie godziny w obie strony,
A ja kocham, i wymyślam wciąż sposoby,
Jak na spacer cię wywabić, miłość zdobyć.
Gdzie jest koncert? Kiedy można napić kawy?
Czy przybędziesz? Czy rozproszysz me obawy?
Czy zapomnisz? Czy też zechcesz mnie pamiętać?
Ileż liter pod palcami? Metrów w piętach?
Ile wierszy, przez uczucie już spłodzonych,
Kilometrów, przez udrękę przebieżonych?
Ileż mgnień uroczych, chwil zwątpienia?
Ileż modlitw, aby się wysunąć z cienia?
Ile nocy w snach o tobie utulonych?
Ile znieść potrafię, omotany odtrącony?
Już niewiele choć tak wielką mam potrzebę,
By być z tobą, co tłumacząc znaczy… w niebie!

NURZAJĄC SIĘ W CHAOSIE

Kryzys się pogłębia i rozszerza,
Nastąpiło rozszczepienie, brak przymierza.
Nie ma czasu, nie ma ciepła, ni nadziei,
Wielka dziura. Nic nie łączy! Wszystko dzieli!
Szans ubywa, aby sprostać i wytrzymać.
Dziś lód w sercu, śnieżna, bardzo mroźna zima.
To już koniec! Tak się staram podnieść głowę,
Lecz nie widzę wcale sensu w tym co robię.
Byłem cały, nie zostało ni kruszyny…
Sercem, duszą, ciałem – Cały tej dziewczyny.
Właśnie zdechły, padły wszystkie ideały.
Dziś tak wyzyskany, i wypluty, słaby, mały.
Już nie wierzę, że szczęśliwe zakończenie
Jest możliwe, fałsz z obłudą są tu w cenie.
Sztych w serducho i drugi raz i z powrotem,
I problemów stos narasta. Znów kłopoty.
Po co pisać? Szkoda czasu i papieru.
Gdy jej nie ma, nie ma marzeń, nie ma celu.

PADLINOŻERCY

Gdy drzwi zamyka kłamstwa zimny wiatr,
Jego podmuch wyrywa głowę przygina kark.
Kiedy ocean mojego wzroku nie faluje,
Jestem cichy, obojętny, nic nie czuję.
I nie stanę w ringu ze swym przeznaczeniem,
Żadnej drogi, strzałki, toru z wybawieniem.
Chaos się wynurza z myśli poskręcanych,
Szpara coraz mniejsza, większe rany,
Krzywe niebo, każdy wydech, wdech, obłoki.
Płytki świat, już nie jest tak szeroki.
Niebezpieczny? Nic gorszego mnie nie spotka.
W nozdrzach zapach bucha siary, ciężar młotka.
Nie otworzę, choć odtwarzam każdą chwilę:
Ranek, tamten, zwiewną cudną noc z motylem.
To minęło bezpowrotnie i nie wróci.
Jednak dusi, tak cholernie mocno dusi.
Przeminęło coś, jak pokój w zgiełku wojen.
Kryzys tożsamości, gorzki smak urojeń.
Nawet nie mam siły krzyczeć: To nie prawda!
Już nie walczę, pochłania mnie czeluść bagna.

SŁONICE (NIE POPRAWIAĆ)

Na słońce patrzeć niepodobna, wypala oczy jego żar
I choć to prawda niezawodna, ja pragnę patrzeć w twoją twarz.
I chociaż wiem, że muszę spłynąć, stopić, jak Ikarowy wosk,
To ciągle patrzę w twoje oczy, które tak rozświetlają mrok.

NEO

Jutro umiera już dziś
W kieliszków odbija się dnach.
Jutro umiera już dziś
Gdy ciebie brak.
Jutro umiera już dziś
Każdego szarego dnia.
Jutro umiera już dziś
To cisza wprawia w ten stan.

STABILIZATOR

Znów nasz spór przemienia się w głuchych rozmowy.
Nie zamykaj! Wpuść me informację do swej głowy!
Nie odwracaj się plecami, gdy potok mych słów
Lawą gorącą spływa z pragnących cię ust!
Posłuchaj najdroższa! Otwórz serca drzwi,
Bo ja mówię zawsze, do końca mych dni…
Jesteś… Będziesz…. Każdą nocą mi się śnisz!
I nic nie schowasz! Bo jesteś, jaką pragnę, widzę!
Zostań proszę! Chciałbym wzbić się jeszcze wyżej!
Chociaż co dzień mnie mordujesz każdym swoim: Nie.
Gdy zerkam w twoje oczy z trudem, lecz wznoszę się!
Ty wiesz miła, że jeden mnie tu tylko trzyma cel:
By zawsze być przy tobie, to tego pragnę, chcę.
Więc nie mów mi, bym sobie wybił z głowy,
I że na marne wszystkie nasze są rozmowy…
Bo myślę, że nie przypadkiem tu zadziałał los,
Podaj więc swoją rękę i… wkrocz na szczęścia most.

SZMATY

Życie, jak klozet, że tylko srać.
Gorzkie to słowa, lecz kurwa mać!
Tak to dziś widzę w codziennym znoju,
Rankiem się budząc w totalnym gnoju.
Istoty nie wypowiedzianych nigdy słów
Z pogardą ktoś wciskać chce do moich ust
Ja tylko kocham! To nie jest grzechem!
Że chcę cię gładzić, cieszyć uśmiechem…
A ktoś niesmacznym słowem się bawiąc
Sprawił, że nicość stała się sprawą,
I to, że życie śmierdzi mi tak,
Jak wielki gówno, a chęci doń brak.

INACZEJ (O…)

Drzemie w tobie moc ogromna – Widzisz po tym, co dziś czynię,
Jaką wyrwę uczyniłaś w zakochanej mej pecynie.
Tylko kiwniesz lekko palcem, już do ciebie gnam szalony,
Nic nie zdoła mnie powstrzymać. Nie starczają telefony.
Chciałbym ciągle być przy tobie, tulić nocą, budzić rankiem,
Chociaż jestem przyjacielem, pragnę także być… sezamkiem,
Soczkiem, Strongiem, czekoladą, byle bliżej twych usteczek
I… kolację z tobą jadać, potem gasić światło świeczek.

BLOKADA

Gryzę, drapię, nie pomaga.
Cisza duszę wyjaławia!
Dławi, dusi, i wysysa,
Znów dokłada mi z kopyta,
Bym od telefonu z dala
Już numerów nie odwalał.
Gryzę, drapię, sił brakuję,
Czy ja jestem takim ujem,
Że nie mogę mówić o tym,
Jakie serce ma tęsknoty?
Czy tak bardzo uszy drażni,
Że chcę więcej niż przyjaźni?
Gryzę, drapię, nie pomaga.
Cisza duszę wyjaławia!
Wciąż narzuca mi blokady,
A ja już nie daję rady!
Muszę, muszę przerwać ciszę,
Byle tylko móc ją słyszeć.