Wiem, wiara czyni cuda, więc wierzę, że się zdarzy,
Powiesz co chcę usłyszeć, o czym śnię, o czym marzę.
Gdzieś na bezludnej wyspie, na ciepłej, mokrej plaży,
Całuję twoje usta, dotykam ślicznej twarzy…
Wiem, wiara czyni cuda, więc wierzę, że się zdarzy,
Że mi jej nie zabraknie, nim się to wszystko zdarzy.
UCIECZKA („MYŚLĘ, ŻE NIE STAŁO SIĘ NIC”)
Gdy w głowie szum, a w sercu ból, me życie poplątane.
Dla waszych prawd, bezkresnych bzdur nie zrezygnuję z marzeń.
Gdy duszy kurs rwie się do chmur, ja nie dam się wywrócić
I hen do gwiazd, w księżyca blask, gorący powiew uczuć.
Z drogi nie zawróci mnie nikt.
Z przyjaciół stu, zostałaś ty – ja ciebie nie chcę stracić.
Zaproszę tu – do moich snów – dobrze nam zrobi spacer.
Szczerości duch, radością w brzuch odpędzi senne zjawy,
I aż do gwiazd w księżyca blask, gorący powiew uczuć.
Z drogi nie zawróci nas nikt.
I bliżej wciąż i z każdym dniem kłopoty takie małe
W radości puch zanurzam się – jest cudnie. Tak wspaniale.
I z tobą tylko jestem tu, tulę cię w mych ramionach,
I aż do gwiazd, w księżyca blask, gorący powiew uczuć.
Z drogi nie zawróci nas nikt.
SERCA GORĄCE
Naprzód marsz, choć nie mam szans…
Znów staczam się na samo dno.
Lecz, czy na pewno to jest to?
Raz myślę: tak; Drugi raz: nie,
Czy dobrze myślę, czy też źle?
Przeróżne rzeczy gonią się w głowie.
Na me pytanie każda zła odpowiedź.
Najprościej jest nie myśleć wcale,
Czekać, aż zeżrą nas robale,
Świat upokorzy, zaleją łzy,
Zamkną na skobel ostatnie drzwi.
Lecz ogień płonie we mnie wciąż
I jeszcze wierzę w jego moc.
Wierzę, że nie zagasisz go,
Dorzucisz drew, wszak idzie mrok.
A w nocy pełznie z wszystkich stron
Śpiące gdzieś w kącie całe zło.
Wierzę, twój ogień to sprawi, że
Dobro ze złem rozprawi się.
Nocy bezsennych znikną problemy,
Odejdą mary – my przeżyjemy.
MOJO
Olbrzymi potwór zwęszył twój cień.
Krok w krok, w mrok, w cień.
Następny mojo podnosi się,
Targa mój umysł, obnaża cię.
Krok w mrok, w noc, szaleństwa sień.
Me serce, jak wulkan gorące,
Twarz twoja jasna, jak słońce.
I nagle mojo pojawia się,
Staje na baczność, pragnie cię mieć.
W swą sieć pajęczą oplata cię.
Skok w bok, w szaleństwa sień.
Spod nóg wypełzł kolejny gad,
Zsuwa się z sykiem niszcząc mój raj.
Mojo sztywnieje, pełny ma łeb,
Wysysa rozum – oddajesz się.
BEZSENNOŚĆ
Noc czarna, jak kawa, harcują czarno-czarne sny,
Ja nie śpię, jest druga trzydzieści trzy,
Trzecia trzydzieści trzy – sen nie chce przyjść.
Czwarta trzydzieści trzy – niedługo świt.
Piąta trzydzieści trzy – tak sunie czas.
Szósta trzydzieści trzy – nie mogę spać.
Nie mogę spać, gdy twoja twarz przesłania cały świat.
Nie mogę spać, gdy każda z gwiazd ma twoich oczu blask.
Nie mogę żyć, gdy puste dni. czy takie pozostaną?
Nie mogę spać, bo znam ten ból, i wiem – znów przyjdzie rano.
SEN?(S)
Kochaj mnie, mimo błędów i rozterek.
Kochaj, choć dla wielu jestem zerem.
Kochaj, bądź radością mego życia.
Kochaj, nie mam już nic do ukrycia.
Przytul, zawsze będę to pamiętał.
Przytul, taka czuła, taka piękna.
Dotknij, wypędź smutek z mojej duszy.
Dotknij, nic tak bardzo mnie nie skruszy.
Całuj, nie wiem, czy nie oszaleję.
Uszczypnij, niech wiem, że istniejesz.
Nie jesteś snem, to się nie dzieje we śnie?
Uszczypnij, niech wiem, że tu jesteś.
Jesteś?
POZYTYW
Jeden uśmiech, jeden gest
W górę niesie mnie twój śmiech.
Tak wysoko wzbiłem się,
Jestem w niebie – to nie sen.
Ten telefon sprawił to,
Życzenia wesołych świąt.
Lecz jeśli z tej chmury pozwolisz mi spaść
To może być ostatni raz.
Bo mnie już brakuje sił,
W labiryntach kiepskich dni.
Z niebios znów na życia dno.
Stare kości kruche są,
I mózg też już nie ten sam.
Nigdy nie chcę wracać tam.
TO NIE TAKIE PROSTE
Śpiew słowika mnie nie rusza.
Dzisiaj wata w moich uszach.
W nosie drażni jakiś pyłek.
Odwracasz się do mnie tyłem.
Głupi głupek? Tak, to ja.
Bo chcę dać wszystko co mam:
Spacer w lesie,
Róży kwiecie,
Garść radości
W codzienności,
Spokój w nocy
Bez złych mocy,
Nie potrafię dać ci nic,
Więc czy warto wciąż tu tkwić?
CIERP(L)I(W) [G]OŚĆ
Nie myślisz o kolejnych dniach, i coraz rzadziej się uśmiechasz,
Już dokonany życia szmat, przed tobą zieje przepaść.
Udręką ścieków spływa czas – nie możesz go dogonić,
Za kroplą znów się sączy kropla – cofasz się, przeszłość kroisz.
Nie idzie. – w drobne strzępy drzesz, co kiedyś się zdarzyło.
Nie umiesz – choć zapomnieć chcesz: kłamstwa, wzgardzoną miłość
Co jeszcze? Czy wystarczy sił? Czy starczy wytrwałości,
Byś swój zrealizował plan i żył w miłości do wieczności?
40 STOPNI W CIENIU
Jest chłodno, podmuchy fałszu tworzą szron.
Zamarzam – słoneczko, wyciągnij ku mnie dłoń.
Zmieniam się w sopel, lecz walczę o szczęścia kęs.
Patrzę w nieśmiałe oczy, ciepło uśmiechasz się.
Promyki muskają zamarzniętą, siną z bólu twarz,
Sięgają głębiej, odradzam się – już w duszy gra.
Rozkwitam, rozwijam się – sprawił to twój śmiech.
Nie żałuj swych promieni – kochaj mnie – świeć.
Dotarłaś do głębi serca i opromieniasz złe dni,
Jest ciepło, miło, radośnie, znów cieszy każdy świt.
Aż nagle coś się odmienia – oślepiasz, wysysasz sok,
Jest duszno, sucho, parno – na czole wystąpił pot.
U stóp twoich się wiję, nie mogąc wyrwać się,
Żar zwalnia bicie serca, wysusza w żyłach krew.
Wokół wszystko umiera – pełznę, choć chciałbym biec.
Ukradkiem zerkam na niebo – czekając, błagając o deszcz.