NIE

Na nie zaczynają się dziś wszystkie słowa.
Nieznośny, nieistotny, nieuleczalny.
Taka nierealna pętla ponadczasowa.
Niebezpieczny, niemożliwy, nieznany.
Nieskazitelną ma facjatę – jest wariatem.
Nieczuły, nieokiełznany, niebanalny.
Zaniedbany, jak pies, który nie ma domu.
Niegościnny, nienaturalny, nie lubiany.
Ze spuszczoną głową, przenika po kryjomu.
Na nie znów kończy się coś, coś zaczyna.
Nieżywa, nieistniejąca, niemożliwa.
Nie zawładnęło dziś ciałem mym. Są takie dni na nie.
I nie chce nic się, nie pójdę tam,
Nie będę tłukł się, nie będę spał,
Nie znaczę nic, nie chcę was znać.
Niejasne słońce, niebieski ptak,
Niedźwiedzie przysługi, niemocy łzy,
Nieme skorupy, niestały płyn,
Nietęgie lanie, nieletni gość,
Niedzielny tramwaj, niedawno stąd,
Niestety odjechał i nie wiem gdzie,
Do Niewiadowa, może na Hel?
I nie buszuje przez cały dzień.
Są takie dni na nie… No nie?

ZNACZENIA (PUNKTU SIEDZENIA)

Świat z różnych stron wygląda inaczej,
Niektóre słowa mają wiele znaczeń.
Każdy posiada swój punkt patrzenia.
Te same twarze, a inne spojrzenia.
Weźmy na przykład taki orangutan…
– To małpa, człekokształtny brutal.
Ty patrzysz z przodu, owłosiona klata,
Władcze spojrzenie, jak u pirata,
Uśmiechnięta morda od ucha, do ucha
I sprawia wrażenie, jakby stał, i słuchał.
Miła prezencja i tak zwinny w ruchach,
A dla mnie patrząc z tyłu – dupa.
Dlatego wiele spraw widzimy inaczej,
I ta sama postać ma tak wiele znaczeń.
Na pozór, ta sama postać z przodu i z tyłu,
Dla ciebie miło, a dla mnie nie miło.
Dla ciebie ciepła małpa – orangutan,
A dla mnie, ot po prostu mięśniak – dupa.

RIKI RIKI (LEKKI TYLKO TYTUŁ)

Ważenie, odrzucanie ciężkich słów.
Zostają tylko lekkie, zgrabne, cóż?
Rozmowy o pogodzie? Marzyłem o tym wciąż…
Lanie z pustego w próżne – to jest powolny zgon.
Słowa, jak w disco polo tak słodkie, że aż mdli,
Jak riki tiki, tiki, lub bara, bara brr…
Lecz brzęczy niby mucha, cóż pozostało mi?
Kilka bezsennych nocy i spierdolonych dni.
Wysypać na bok myśli, co w czaszce tłuką się,
A potem wyrwać serce i niech się sączy krew.
I zaszyć dratwą usta, niechaj nie mówią, że…
Gwoździe powbijać w oczy, niechaj nie widzą cię,
Następnie smołę w uszy, a piłą obciąć członki,
I splunąć na tę gnidę, niech się to wszystko skończy.

KRÓL MAŁP

Wstajesz, jak co dzień potem zlany.
Wrastasz w krajobraz tak mydlany.
Choć nie chcesz, by utożsamiano cię,
Z bandą goryli, pawianów, złem.
Stuk kroków dawno już przebrzmiałych.
Na drzewie od lat nie zwisałeś.
W obietnic słowa nie dajesz wiary,
Niestrawne proroctwa, przekwitłe banały,
Beznadziejności przeminął stan.
Nigdy nie będziesz już taki sam.

O SYTUACJACH

Gdy się nie ma tego, co się lubi, nie lubi się nic.
Gdy pryskają wciąż marzenia, tak trudno jest żyć.
Szukam wyjścia z kręgu, znów zataczam krąg,
Koło nie ma końca, wiem nie wyjdę stąd.
Każdego dnia twój język wbija w me serce nóż.
Ty o tym wiesz, lecz ranisz mnie co dzień. I cóż?
I coraz większy sprawia ból,
Słuchanie niby zwykłych słów.

TYKORANY

Tak tęsknię, tak mi bardzo brak
Przypadkowych spotkań wśród palm.
Jest pusto, gdy cię nie ma blisko tu.
Tak pragnę słyszeć twój głos, więc mów.
Inaczej. Tematy zmienia czas.
Czy może nie tematy? Raczej nas.
Ten czas, on leczy wszystkie rany,
A jednak w pamięci pozostają szramy.
Więc szukam nowych dróg, i nowych wyjść,
Przybywa szram, lasuje mózg, ty nie chcesz przyjść.
A ja, zagubiony w moim życiu, oraz snach,
Czekam hossy, czy nadejdzie szczęścia czas?
Pomylony, od piwnicy, aż po dach,
Ciągle czekam, wróć i daj mi mały znak.

KIJ W D…

Ból w czaszce pulsuje – ponad podziałami.
I do rana w sennych widach, senne mary.
Więc od nowa, a nad ranem wciąż ci sami.
Ulegamy. Przegrywamy. Zwyciężamy.
Popadamy w otępienie. Odżywamy.
Gniew zalewa oczy, więc wieczorem…
Niczym ćma do ognia… a nad ranem…
Opętani. Chore myśli. Chore stany.
I dzień cały, wegetując umieramy.

TAKIE COŚ

Noc oplata mnie szeleszczącym płaszczem snów.
Walczę! Tak chciałbym ją stłamsić, zdusić, zmóc.
Zagościć tak blisko niej, zagłębić się w sedno spraw,
Powolutku, krok za krokiem dojść do życia prawd.
Choć są obszary, w których nie uświadczysz mnie.
Mimo, że tak bardzo pragnę, choć tak bardzo chcę.
Są zaułki przeraźliwie, nieprzemakalnie, koszmarne,
Nie puszczaj mnie pod latarnie, tam najczarniej.
Są historie, z jakich składa się nasze życie.
Są też stany, w których lęki przeganiamy piciem.
Są radości coraz rzadsze, gdy przybywa lat,
Chwilę szczęścia, oby z nich składał się świat.

MALUCZKIM KU PRZESTRODZE

Za każdym rogiem czyha wróg, przybrane w uśmiech lico.
Zaklęte drogi plącze los fałszywą kusząc obietnicą
Choć tyle już sposobów znasz, by wyrwać się, odpocząć,
By prostowanie krętych dróg nie trwało tylko nocą.
Ot, choćby w młynie zamknąć się, zatopić się w nałogach,
Pić, palić, pieprzyć (masę bzdur), odnaleźć swego Boga.
Jednak nie umiesz na wskroś, jak on być silny, doskonały,
Wciąż cię wciągają chciwców gry, ubraniem twym łachmany.
Próbujesz w jego skórę wejść – wcielić się, lecz nie umiesz.
Chciałbyś móc myśleć, tak jak on, lecz tego nie pojmujesz.
Twój świat jest inny, zbyt dorosły, fałszywie rozdmuchany,
Znów ideałów moc trafił szlag, czujesz się oszukany.
Raz, po raz, ktoś cię klepie w zad, kolejne liżesz rany,
Tak poskładany jest ten świat – umrzesz, jak żyłeś – mały.

DNI NA DNIE

Tak chciałbym własnym życiem żyć.
I co?
I nic.
Im więcej wiem, tym mniej mi się chce.
W drugim gatunku…
Nadziei niet.
Miraże…
Nostalgii całe dnie,
I mija czas….
Na dnie,
Na dnie.