DOKTOR K

W powietrzu się unosił zgniły zapach mar,
Na czarnych drzwiach widniał napis: Dr. K.
Pakt ze śmiercią podpisany miał na lata,
Sam był wstrzemięźliwy, więc nie latał.
Obiecywał złote góry. Czy zawodził?
Że czasami ktoś odleciał? Cóż to szkodzi?
Ziemskie przyciąganie nic nie znaczy!
Mawiał – Spróbuj! Odrzuć prawa grawitacji!
Weź z mej dłoni spokój! Na bok odłóż szał!
Pomyśl, że potrafisz! Unieś się wśród fal!
Zamknij mocno oczy! Głową sięgaj gwiazd!
Poprzez Styksu wiry… To ci mogę dać!
Wypuść z garści przeszłość i codzienność trosk!
Szukaj we mnie szczęścia! Połącz ze mną los!
Wtedy dusza odrywała się od ciała,
I pod niebem wirowała, szybowała…
Kosiarz umysłów – tak się doktor zwał,
Gdyż zrywał ze wspomnień balast szat.

RIDER ON THE STORM

Okręt tłamsi wiatr przepychając czas
I wyrywając stery ze zgrabiałych rąk
Tutaj fałsz zabija śmiech w deszczu ludzkich łez
Znów dogniata nas przygnębienia tłok
Łowiąc płotki kłamstw odpływamy w dal
Przez butelki dno miga już nasz port
W oceanie zła Neptun słodko śpi
Otulony w płaszcz słonej mgiełki zdrad
Nie wyrwie mu nikt
Ustał nagle sztorm dryfujemy w dal
Powolutku tam gdzie podróży kres
W oceanie zła nagle miga nam
Drogi naszej cel port upadłych gwiazd

KRÓTKI WIERSZYK O DAWANIU CIAŁA

Ściskam swoje smutki w chorej głowie.
Zrozumiałem – nikomu nie powiem.
Nie potrafię ufać już nikomu.
W czterech ścianach zakrapianych, lecz nie w domu.
Wolę nie wiedzieć: Kiedy, z kim i ile razy?
Wolę nie pytać: Gdzie podziały się zasady?
Gdy zasypiam, gdy się budzę zlany potem,
Gdy upycham moje myśli w łeb z powrotem.
Gdy zagryzam swoje żale ogórasem,
Kiedy jadę na skraj świata w drugiej klasie.
A ty milczysz. Cisza jest tak piękna,
Jednak pomyśl – przyszłość w twoich rękach.

NIE MÓW MI

Nie ucz mnie starych wzorów, gdy nowe mam.
Nie mów mi o przyjaźni, gdy jesteś sam.
Nie mów, że nie mam serca, bo boli mnie.
Nie mów, że forsa śmierdzi, gdy znów jej chcesz.
Nie mów mi o czym mówisz, bo wiem.
Nie mów mi, że nie lubisz, bo łżesz.
Nie ucz mnie kogo kochać, bo wiem.
Nie mów, o kim mam śnić, gdy śpię.
Nie mów mi o nadziei, jeszcze ją mam.
Nie mów, czy mam zostać, czy włożyć płaszcz.
Nie mów już ani słowa, dosyć mam łgarstw.
Dobranoc moje lustro – idę już spać.

TRZY KROKI DO METY

Na czole zostawił zmartwień znak,
Na skroni pobielił kolejny włos,
W głowie coś buczy, jakoś nie tak,
Plecy opuszcza ciężar tony trosk.
Dłonie w delirce, rozlewasz płyn,
Oczy zamglone, nie te co dawniej,
I coraz więcej widzisz w sobie win.
Zamykasz się – jest tak szkaradnie.

NIE

Na nie zaczynają się dziś wszystkie słowa.
Nieznośny, nieistotny, nieuleczalny.
Taka nierealna pętla ponadczasowa.
Niebezpieczny, niemożliwy, nieznany.
Nieskazitelną ma facjatę – jest wariatem.
Nieczuły, nieokiełznany, niebanalny.
Zaniedbany, jak pies, który nie ma domu.
Niegościnny, nienaturalny, nie lubiany.
Ze spuszczoną głową, przenika po kryjomu.
Na nie znów kończy się coś, coś zaczyna.
Nieżywa, nieistniejąca, niemożliwa.
Nie zawładnęło dziś ciałem mym. Są takie dni na nie.
I nie chce nic się, nie pójdę tam,
Nie będę tłukł się, nie będę spał,
Nie znaczę nic, nie chcę was znać.
Niejasne słońce, niebieski ptak,
Niedźwiedzie przysługi, niemocy łzy,
Nieme skorupy, niestały płyn,
Nietęgie lanie, nieletni gość,
Niedzielny tramwaj, niedawno stąd,
Niestety odjechał i nie wiem gdzie,
Do Niewiadowa, może na Hel?
I nie buszuje przez cały dzień.
Są takie dni na nie… No nie?

ZNACZENIA (PUNKTU SIEDZENIA)

Świat z różnych stron wygląda inaczej,
Niektóre słowa mają wiele znaczeń.
Każdy posiada swój punkt patrzenia.
Te same twarze, a inne spojrzenia.
Weźmy na przykład taki orangutan…
– To małpa, człekokształtny brutal.
Ty patrzysz z przodu, owłosiona klata,
Władcze spojrzenie, jak u pirata,
Uśmiechnięta morda od ucha, do ucha
I sprawia wrażenie, jakby stał, i słuchał.
Miła prezencja i tak zwinny w ruchach,
A dla mnie patrząc z tyłu – dupa.
Dlatego wiele spraw widzimy inaczej,
I ta sama postać ma tak wiele znaczeń.
Na pozór, ta sama postać z przodu i z tyłu,
Dla ciebie miło, a dla mnie nie miło.
Dla ciebie ciepła małpa – orangutan,
A dla mnie, ot po prostu mięśniak – dupa.

RIKI RIKI (LEKKI TYLKO TYTUŁ)

Ważenie, odrzucanie ciężkich słów.
Zostają tylko lekkie, zgrabne, cóż?
Rozmowy o pogodzie? Marzyłem o tym wciąż…
Lanie z pustego w próżne – to jest powolny zgon.
Słowa, jak w disco polo tak słodkie, że aż mdli,
Jak riki tiki, tiki, lub bara, bara brr…
Lecz brzęczy niby mucha, cóż pozostało mi?
Kilka bezsennych nocy i spierdolonych dni.
Wysypać na bok myśli, co w czaszce tłuką się,
A potem wyrwać serce i niech się sączy krew.
I zaszyć dratwą usta, niechaj nie mówią, że…
Gwoździe powbijać w oczy, niechaj nie widzą cię,
Następnie smołę w uszy, a piłą obciąć członki,
I splunąć na tę gnidę, niech się to wszystko skończy.

KRÓL MAŁP

Wstajesz, jak co dzień potem zlany.
Wrastasz w krajobraz tak mydlany.
Choć nie chcesz, by utożsamiano cię,
Z bandą goryli, pawianów, złem.
Stuk kroków dawno już przebrzmiałych.
Na drzewie od lat nie zwisałeś.
W obietnic słowa nie dajesz wiary,
Niestrawne proroctwa, przekwitłe banały,
Beznadziejności przeminął stan.
Nigdy nie będziesz już taki sam.

O SYTUACJACH

Gdy się nie ma tego, co się lubi, nie lubi się nic.
Gdy pryskają wciąż marzenia, tak trudno jest żyć.
Szukam wyjścia z kręgu, znów zataczam krąg,
Koło nie ma końca, wiem nie wyjdę stąd.
Każdego dnia twój język wbija w me serce nóż.
Ty o tym wiesz, lecz ranisz mnie co dzień. I cóż?
I coraz większy sprawia ból,
Słuchanie niby zwykłych słów.