Budzisz niebo, które sypia w mojej głowie
i burzowe codzienności zwijasz chmury
Swym uśmiechem powodujesz, że spod powiek
w Szczęścia pląsach wynurzają się kontury
Bramy raju zapraszają oczu blaskiem
przez kwiecistą już prowadzisz mnie równinę
Wśród anielskich skrzydeł co poklaskiem
pokazują jak się unieść, a więc biegnę lecę płynę
W jasnej twarzy tęczy pędzel matowieje
Barw dodajesz nawet czarnym zimnym nocom
W twych ramionach konający ma nadzieję
nawet ateista chce się modlić i wie o co
Staję w miejscu w którym kończą się marzenia
W uszach reggae twego głosu brzmi radosne
Jesteś sensem mego bytu i istnienia
W twej bliskości się rozwijam kocham rosnę
że znalazłem Cię wśród ludzi sam nie wierzę
Serca żarem stopisz każdą lodu bryłę
Podaj dłoń i wkroczmy wspólnie w eden
Nie puszczaj bo stoczę się w mogiłę.
ZWAPNIENIE
Nużą słowa, że sens istnieje, gdy nie istnieje.
Nużą wyrazy o nadziei, gdy nadzieje…
Nużą rozprawy o miłości w puste ranki.
Nużą twarze, uśmiechnięte niczym z ramki.
Nuży szarość wpadająca każdą dziurą.
Nuży wata kąsająca gęstą chmurą.
Nużą słowa, że sens istnieje, gdy nie istnieje.
Nużą wyrazy o nadziei, gdy nadzieje…
NIEBOŻE
Tyle głów, tyle dróg na skrót,
Tyle gwiazd, a nie tworzą nieba.
Tylko ból i codzienny bunt.
Szarpię sznur narowisty źrebak.
Wokół gwar haseł i sloganów,
Każde znasz pytanie i odpowiedź.
A ja nie wiem skąd mam siłę brać?
Czemu służy, ta kolejna miałka spowiedź?
Przecież grzeszki moje tworzysz sam.
Widzisz ostro i ruchem kierujesz.
Czemu wpuszczasz w serce groźny jad?
Czemu? Czemu podstępnie tak trujesz?
W kakofonii dźwięków gubię rytm.
Tonę w bagnie, które mi przygotowałeś.
Niespokojny w dali widzę punkt…
Boże! Boże życie mi przespałeś!
Tyle głów, tyle dróg na skrót,
Tyle gwiazd, a nie tworzą nieba!
Tylko ból i codzienny trud…
Jestem… Jestem nie tu, gdzie mi trzeba.
ŹDŹBŁO
Hiena w sinych zębach ciągnie serce,
Dla niej jest to krwisty – mięsa kawał.
Cień za rogiem o latarnie się zaplątał.
Cień, co z rankiem zwykle się rozstawał.
Życie twardo się zderzyło z marzeniami.
W ziemie łez wilgotna wsiąka plama.
Czas zanurzył głowę w czarną dziurę,
A o rękę prośba znów została sama.
USKOK
Ustawiam klocki na planszy życia
– Nic do oclenia, nic do ukrycia.
Serce zanurzam w słój z formaliną
– Dopóki brudne dni nie przeminą.
Zakładam w głowie, że kroki ciała
Nie wpędzą duszy w kolejny marazm.
Oddaję dłoniom oczu zadania,
Zanurzam w mroku zewnętrzność działań.
Spycham nadzieję w utopii stany,
Przenikam w myślach stropy i ściany.
W puchu poduszki chowam marzenia.
W niebo odpływam. W szczęście zamieniam!
ZATARTY
Zwisam nieruchomo w leniwca uchwycie,
Beznamiętnym konarem imituję drzew życie.
Niewidoczny w zieleni cały czernią spowity.
Nawet wyraz kamienny w mojej twarzy wyryty.
Oczy nocą zarosły, usta duszy skowytem,
Uszy słuchają ciszy szczelnie woskiem spowite.
Zwisam. Tak się zacinam w permanentnej niemocy.
Tylko chaos z myślami w mojej głowie się droczy.
Ni słowa, ni oddechu dziś nikt nie usłyszy.
Zwisam. A ze mną zwisają marzenia w tej ciszy.
STĄD DO NIEBA
Stąd do nieba ile mil, ile snów?
Stąd do nieba ile dni, ile dróg?
Stąd do nieba ile dni, ile chmur?
Stąd do nieba, ile dołów, ile gór?
Stąd do nieba, ile człowiek może znieść?
Stąd do nieba, moje niebo, moja śmierć.
BRAK
Brakuje mi rozmów nie odbytych, stóp śladów pośród kropel rosy,
I spojrzeń o głębi magicznej niebiańskich, nęcących – jak narkotyk.
Brakuje mi serc bicia wspólnego, tych dłoni w ekstazie splecionych,
I wszystkich cudów w tym świecie przypadkiem odnalezionych.
Brakuje mi chmurek pierzastych, co wznoszą marzenia nad ziemię,
A w sumie wciąż brak mi jednego: tak bardzo brakuje wciąż ciebie.
PODSTAWY
Spojrzeń anielskich, dłoni splecionych,
I ust wilgotnych, ciał wyzwolonych,
Szmeru strumyka, i żab kumkania,
Wspólnego wstawania, i zasypiania,
Prawdy, nadziei, wiary, spełnienia,
Zimą rękawic, a latem cienia.
Słońca, gdy pada, deszczu gdy sucho,
Ciszy gdy głośno, muzy gdy głucho.
Takie mam braki, tego mi trzeba
Czasami chleba, lecz częściej nieba.
ALIEN
W wierszach chowam swe marzenie, radości i sny.
W nich też topię żale, smutki, tu osuszam łzy.
Tu uciekam z samotności, która zżera mózg,
Odnajduję satysfakcję szukam nowych dróg.
W nich pozwalam wyobraźni ku niebu się wzbić,
Kiedy wkraczam do środka nie boli mnie nic.
W świecie, który noszę w sercu anioł może spać,
Tutaj nie ma nienawiści nie istnieje strach.
Nawet w kota pies wtulony, bocian nie je żab,
Polityka nie dociera, więc nie grozi krach.
Wokół tylko przyjaciele – będzie ich ze stu.
Nie przeniknie do środka szpicel, ani wróg.
Miłość kwitnie kolorami – niczym rajski ptak.
Chcecie piwa? Jest i piwo – nie ma słowa: brak.
Lecz istnieje jeden szkopuł, że napiszę – brud.
Tym problemem niemożliwość pozostania tu.